Wyobraźcie sobie, że jesteście piłkarzem, na cześć którego poeta postanowił napisać wiersz. Brzmi całkiem fajnie, prawda? Takim zawodnikiem był Cezary Tobollik, napastnik, który grał w Cracovii tylko przez rok, ale to wystarczyło, by na stałe zapisał się w jej historii.
Spadek, a jednak awans
Tobollik to wychowanek Stali Mielec, w barwach której jako niespełna 19-latek zadebiutował w I lidze. Ciężko było mu się jednak przebić do pierwszego składu, a więcej szans na grę mógł znaleźć nie opuszczając Podkarpacia. Przeniósł się do Rzeszowa, gdzie tamtejsza Stal występowała poziom niżej. Tam też pierwszy raz spotkał się z Cracovią, która była w tej samej grupie II ligi. Oba zespoły walczyły jednak o zupełnie różne cele. Pasy wygrały ligę i wróciły do elity, a Stal ostatecznie spadła do III ligi. Tobollik swoją grą pokazał się na tyle dobrze, że do kolejnych rozgrywek przygotowywał się już przy Kałuży.
Według dziennikarzy krakowskiego „Tempa”, opisujących mecze Cracovii w sezonie 1982/1983, Tobollik od początku wyróżniał się swoim sposobem gry, kontrolą piłki czy umiejętnością wyjścia na pozycję i znalezienia się w polu karnym. Brakowało mu tylko skuteczności. Pierwszego gola zdobył w listopadzie, dobijając strzał Tadeusza Błachny w zremisowanym przez Pasy 2-2 meczu z Widzewem.
gol Tobollika z Widzewem(od ok. 3 minuty)
Magiczny korner
W styczniu Tobollik z kolegami udali się na zgrupowanie na… Kubę. Kierunek zrozumiały o tyle, o ile przypomnimy sobie o ówczesnych partnerskich relacjach między krajem Fidela Castro, a Związkiem Radzieckim i krajami pod jego jurysdykcją. Pasy w trakcie tego wyjątkowego wyjazdu zagrały też sparing z reprezentacją Kuby, bezbramkowo go remisując. Nie wiem czy to kwestia kubańskich specjalności, ale na wiosnę Tobollik odpalił prawdziwe fajerwerki. Najpierw jego gol dał ważny punkt w wyjazdowym meczu z ŁKS-em, a już kolejkę później miało miejsce wydarzenie, które zapewniło mu nieśmiertelność wśród pasiastej społeczności. Walcząca o utrzymanie Cracovia grała u siebie z wciąż myślącą o tytule Wisłą. Goście już w pierwszej minucie objęli prowadzenie i wydawało się, że w ten sposób ustawili sobie mecz. Pasy jednak szybko się otrząsnęły i już po kwadransie nie tylko wyrównały, ale przejęły kontrolę na boisku. Cracovia grała, zdaniem dziennikarzy opisujących tamto spotkanie, najlepszą partię w sezonie, zaskakując Wisłę sprawnym przechodzeniem do ataku, co jednak długo nie znajdowało odzwierciedlenia w wyniku. Aż do 67. minuty. Wtedy do rzutu rożnego podszedł Tobollik, który w drugiej połowie miał dwie dobre okazje, ale w obu przypadkach przegrywał pojedynek z Januszem Adamczykiem. Tym razem jednak przechytrzył golkipera gości. Z kornera zagrał piłkę w sposób tak sprytny i niewygodny, że ta kompletnie zaskoczyła bramkarza Wisły, który przy próbie interwencji wpadł z nią do bramki. Do końca wynik już się nie zmienił i Cracovia zgarnęła niezwykle cenny komplet punktów. Po tym golu poeta Jerzy Harasymowicz zdecydował się napisać wiersz zadedykowany właśnie Tobollikowi.
Jakby z tłumu
z lasu biało-czerwonych chorągwi
wybiegł też biało-czerwony
pasy koszulki mieniły się wzruszeniem
nas kibiców
(Wszyscy biegliśmy z nim )
Wykonał rzut rożny
piłka uderzona przez uskrzydlona stopę
sama dostała skrzydeł
wpadła do bramki
dotknięta tylko przez stojące powietrze
I Wawel stał się większy
i Kopiec usypany przez uniesione z radości ręce kibiców
Z hukiem spadła z nieba „Biała Gwiazda”
nad Norbertankami zgasła
Uczynił to skromny chłopiec
Tobollik Cezary
I teraz na mym imieninowym stole
zakwitły wiersze
Układam z listków dębiny
świecący zielony z wiosny
wieniec sławy
Przez niebo
chorągwie Cracovii
jak dawniej
powiewają święte
Do końca sezonu Tobollik zanotował jeszcze kilka trafień, łącznie strzelając 6 bramek(plus jedną w Pucharze Polski), co dało mu tytuł najlepszego strzelca drużyny. Wynik może na pierwszy rzut oka nie powalający na nogi, ale jeśli weźmiemy pod uwagę, że cała Cracovia strzeliła w tamtym sezonie tylko 20 goli, to perspektywa nieco się zmienia. Swoją drogą, dosyć ciekawą sprawą jest też fakt, że mimo tego, że Pasy do ostatniej kolejki broniły się przed spadkiem, to na przestrzeni całych rozgrywek przegrały tylko jeden mecz więcej od Lecha Poznań, który w 1983 zgarnął mistrzowski tytuł.
Ucieczka
Przed sezonem 1983/1984 władze Cracovii, myśląc o stosunkowo łatwym zarobku, zgłosiły drużynę do Pucharu Lata, czyli ówczesnego Pucharu Intertoto. Nieświadomie jednak podpisali na klub wyrok, z odroczonym terminem wykonania. Ale o tym później. Pasy trafiły do grupy z węgierskim Videotonem, austriackim Sturmem Graz i czeską Rudą Hvezdą Cheb. Na start przyszła domowa porażka z Węgrami, a według terminarza następny w kolejce był wyjazd do Austrii, który w historii Tobollika jest kluczowy. Pasy wygrały 2-0, napastnik w 88. minucie strzelił nawet gola. Nie wynik był tutaj jednak najważniejszy. Pół roku wcześniej rodzice Tobollika wyjechali do RFN, więc mecz w Grazu wydał się idealną okazją do planu, który w jego głowie tworzył się już od jakiegoś czasu. – Mój ojciec był na meczu ze Sturmem, nawet odradzał mi wyjazd, uważając, że w Polsce wiedzie mi się naprawdę dobrze. Ja nie miałem jednak wątpliwości, wiedziałem, że chciałem czmychnąć przy pierwszej okazji – opowiadał Tobollik kilka lat temu na łamach „Gazety Krakowskiej”. No i czmychnął. Aby nie narazić się kolegom i działaczom Pasów, jako oficjalny powód wyjazdu podał zły stan zdrowia swojej matki. Potem rozpoczął się najważniejszy etap wejścia w nowe życie – zalegalizowanie pobytu. Tobollik wraz z ojcem dotarli do Niemiec pociągiem, gdzie momentalnie zgłosili się do patrolujących dworzec policjantów. Najpierw czekała ich noc w drewnianym wagonie na dworcowej bocznicy, następnie z samego rano podróż do Monachium w towarzystwie stróżów prawa, a na koniec wyjaśnienie sprawy w tamtejszym komisariacie. Wiele ułatwiał fakt, że ojciec Tobollika płynnie mówił po niemiecku. Dodatkowo wraz z żoną przebywał w RFN w pełni legalnie, przedstawił więc dokładnie sytuację, co sprawiło, że syn mógł już spokojnie planować swoje życie w nowym kraju.
Bundesliga, stroje dla Cracovii i kłótnia z Netzerem
Na początek spróbował swoich sił trenując z III-ligową Viktorią Aschaffenburg. Prezentował się na tyle dobrze, że włodarze z miejsca chcieli podpisać z nim kontrakt, a temat szybko podłapała lokalna prasa. To pozwoliło dowiedzieć się o Tobolliku Karlowi-Heinzowi Klebingowi, promotorowi bokserskiemu, który za sprawą swoich kontaktów zdołał załatwić napastnikowi testy w Eintrachcie Frankfurt. O ile piłkarsko znów pokazał się z dobrej strony, tak problemem było uzgodnienie kwestii finansowych. W końcu jednak i w tym temacie obu stronom udało się dojść do porozumienia i Tobollik w listopadzie 1983 roku mógł zadebiutować w Bundeslidze, konkretnie w meczu z VfB Stuttgart. Do załatwienia pozostawała również kwestia załatwienia formalności transferowych związanych z kartą zawodniczą Tobollika, która w teorii wciąż należała do Cracovii. W tej sytuacji znać o sobie dała jednak ogromna moc sympatii kibicowskich. Jak się szczęśliwie złożyło, fanem Eintrachtu był polityk partii FDP, Wolfgang Mischnick. – Mischnick opowiadał mi, że zaprosił ważnego polskiego polityka wraz z rodziną na dwa tygodnie do Hiszpanii, dodatkowo opłacił mu spore zakupy w Niemczech. Polska federacja miała z kolei otrzymać 25 tysięcy marek gotówką i 100 tysięcy w sprzęcie sportowym. Z tego co wiem, to Cracovia w ramach tej transakcji dostała koszulki adidasa dla piłkarzy i hokeistów – opisywał tę sytuację po latach Tobollik. W sumie we Frankfurcie zagrał w 42 meczach, strzelając 12 goli. Cracovia natomiast nie poradziła sobie po stracie najlepszego napastnika i w sezonie 83/84 spadła z I ligi, na powrót do elity czekając długich 20 lat.
gol Tobollika z Bayernem Monachium, od ok. 5 minuty i 13 sekundy
Po odejściu z Eintrachtu Tobollik sezon spędził w Viktorii Aschaffenburg. W 1986 roku z kolei był bliski podpisania kontraktu z HSV. Warto dodać, że była to drużyna, która ledwie 3 lata wcześniej zgarnęła dublet w postaci mistrzostwa Niemiec i Pucharu Europy. Sezon 85/86 skończyła co prawda na 7. miejscu, ale wciąż to był mocny zawodnik w ówczesnej niemieckiej piłce. Polaka bardzo chciał u siebie Felix Magath, który po mundialu w Meksyku kończył piłkarską karierę i przejmował rolę dyrektora sportowego w Hamburgu. Tobollik właściwie ustalił z nim warunki kontraktu i był przekonany, że w do klubu leci tylko dopełnić formalności. Do portowego miasta poleciał wraz ze znajomym, a na lotnisku czekała na nich delegacja w osobach dyrektora Güntera Netzera, mistrza świata z 1974 roku, którego na stanowisku zastąpić miał Magath, a także prezydenta klubu, Wolfganga Kleina. Sytuacja zaczęła się zagęszczać, kiedy przyszło do wyboru napojów, mających uprzyjemnić rozmowę. – Klein i Netzer zamówili sobie po koniaku, ja także o niego poprosiłem. To bardzo obruszyło Netzera, który z wielkimi oczami zapytał mnie: „Alkohol?!”, a ja odparłem jedynie „Tak, i to niemało”. Od razu zaczął mówić o obniżeniu kontraktu, jakby na siłę chciał pokazać, że to on jeszcze odpowiada tutaj za transfery. Zdenerwowało mnie to i wychodząc stwierdziłem, że albo podpisujemy to, co ustaliłem z Magathem, albo nie podpisujemy wcale – opowiada Tobollik. Jak można się domyślić, zawodnikiem HSV koniec końców nie został. Wyprowadził się także z Niemiec, a następnym etapem jego kariery była Ligue 1. Ojciec Tobollika trenował w Stali Mielec Henryka Kasperczaka. Były reprezentant Polski od 1984 roku był trenerem Saint-Etienne i kontaktował się z napastnikiem już wcześniej, ale wtedy zainteresowany transferem nie był sam Tobollik. Z kolei kiedy już był, to zainteresowania nie wykazywał klub. Kasperczak przekazał jednak taśmę z wycinkami gry rodaka do Joachima Marxa, a ten z kolei dał cynk przedstawicielom RC Lens, którego wcześniej był zawodnikiem i tym sposobem Tobollik mógł trafić do Francji. W ciągu trzech lat zagrał w Lens 90 razy i zdobył 13 bramek.
Zapomniany
Po zakończeniu przygody we Francji postanowił wrócić do Niemiec, ale tam nie był w stanie porozumieć się z klubami pod względem finansowym, mimo ofert z Werderu Brema czy Borussii Dortmund. Zamiast tego po sezonie występował odpowiednio w Waldhof Mannheim i Kickers Offenbach. Ostatnie lata kariery spędził grając głównie dla Viktorii Aschaffenburg, kończąc karierę w 2000 roku. Przyjął także niemieckie obywatelstwo, a od 2001 roku pracuje w szkółce piłkarskiej Eintrachtu. W Polsce jest postacią mocno zapomnianą. Ostatnio w mediach pojawił się, kiedy te postanowiły go „odkurzyć” we wrześniu 2015, przy okazji meczu Niemcy – Polska we Frankfurcie w ramach eliminacji do Euro 2016. Nie zaistniał także w reprezentacji Polski, chociaż z zapisków prasowych można wywnioskować, że swoją krótką grą w rodzimej lidze takowe zainteresowanie zdążył wywołać. Kto wie, może gdyby został w Polsce to miałby teraz w naszym kraju dużo większą renomę, ale zdecydował się wybrać wolność i szersze w tamtym momencie perspektywy. Szczerze mówiąc, ciężko mi go za to winić.
źródła:
https://gazetakrakowska.pl/bohater-derbow-krakowa-z-1983-roku-opowiada-o-ucieczce-z-polski/ar/995106
wikipasy.pl