Po ostatnich wygranych Górników z Zabrza i z Łęcznej, Górale przyjechali do Białegostoku stojąc właściwie pod murem. I przez pierwszy kwadrans wydawało się, że może nie zostaną od razu rozstrzelani. Oba zespoły grały zdecydowanie i walecznie w środku, po stałych fragmentach swoje szanse mieli goście, po kontrach – gospodarze. W dodatku to bielszczanie pierwsi nacisnęli spust. W 16. minucie po faulu w polu karnym Romańczuka na Piacku sędzia podyktował jedenastkę, a Adam Mójta pewnie umieścił piłkę pod poprzeczką. Tyle, że na tym gra drużyny Podolińskiego się skończyła. Od tego momentu przewaga Jagiellonii rosła z minuty na minutę. Groźne kontry, dobre dośrodkowania ze skrzydeł, ciągły napór. Mecz pod kontrolą. Z drugiej strony Podbeskidzie z ogromnymi problemami w defensywie (zaskakująco trener Podoliński zdecydował się zagrać trzema środkowymi obrońcami), nie potrafiące wyjść z własnej połowy, zaliczające stratę za stratą. Naprawdę dziwne, że kąśliwe centry Frankowskiego, Mackiewicza czy Cernycha nie znalazły ostatecznie drogi do siatki rywali aż do 32. minuty. Wtedy to po dośrodkowaniu Vassiljeva z rzutu rożnego głową sięgnął piłki Dawid Szymonowicz, a z jego uderzeniem nie poradził już sobie Emiljus Zubas. Sporą część winy za stratę tego gola ponosi przysypiający raz po raz Adam Deja. Po wyrównaniu przewaga gospodarzy wciąż druzgocąca. W 39. minucie groźnie uderzał Mackiewicz, trafił jednak tylko w boczną siatkę. Nie trafił też w 42. minucie Tomasik, który strzelając z dystansu posłał futbolówkę minimalnie obok słupka. Pod koniec pierwszej połowy miał miejsce jeden z bardzo nielicznych kontrataków Górali, którzy mogli zaskoczyć Drągowskiego po dośrodkowaniu Chmiela, ale ten ostatecznie przeniósł piłkę nad poprzeczkę.
Na drugą połowę Podbeskidzie wyszło już z czterema obrońcami, co wyraźnie dodało im pewności siebie. Jagiellonia została zmuszona do przeprowadzania ataków pozycyjnych, a to nie wychodziło im najlepiej. Przed swoimi okazjami stanęli Chmiel i Demjan. Po 67. minucie do głosu ponownie doszli gospodarze, jednak najpierw Zubas wygrał pojedynek sam na sam ze Świderskim, a trzy minuty później doskonałą kontrę zepsuł Tomasik fatalnie podając do Mackiewicza. Niedługo potem, w 74. minucie obrona Jagi pogubiła się dość mocno w polu karnym i w konsekwencji Mateusz Szczepaniak wykorzystał zagranie od Demjana pokonując Drągowskiego. Ponownym prowadzeniem cieszyli się jednak Górale tylko 6 minut, a pozbawił go ich tym razem Vasiljew, a właściwie… Zubas. Przy rzucie wolnym gospodarzy piłka skozłowała tuż przed nim, a Litwin popełnił błąd przepuszczając ją pod rękawicami.
Na tym strzelanie do bielszczan się nie skończyło. W doliczonym czasie gry rywal został dobity płaskim uderzeniem Romańczuka. Tym samym Jaga coraz bliżej utrzymania, a Podbeskidzie przegrywając czwarty mecz z rzędu pozostaje w dramatycznej sytuacji. Spada na ostatnie miejsce w tabeli, w dodatku traci Damiana Chmiela na kolejny mecz za kartki. Co więcej, kontuzji w starciu z białostoczanami doznał Mateusz Szczepaniak i mało prawdopodobne jest by mógł pomóc drużynie w najbliższym starciu z Koroną Kielce.