W Niecieczy ciekawie było już przed sezonem. W „okresie ogórkowym” klub przeszedł istną rewolucję – zmienił nazwę z Termalica Bruk-Bet Nieciecza na Bruk-Bet Termalica Nieciecza i zmienił też trenera. Piotra Mandrysza, który zaliczył z tą wioską historyczny awans i wykręcił w sumie całkiem przyzwoity rezultat, zastąpiono Czesławem Michniewiczem. Przerost ambicji właścicieli klubu? Jeśli tak, to potem będzie jeszcze ciekawiej.
Sezon 2016/17 w wykonaniu Bruk-Bet Termaliki można podzielić na trzy akty. W pierwszym ekipa prowadzona wtedy przez Czesława Michniewicza szokowała całą Polskę swoją grą, utrzymując się ciągle w czubie tabeli, przez co najwięksi optymiści snuli wizje o czerwcowych wyjazdach Słoników do Kazachstanu czy Azerbejdżanu.
Drugi akt to tornado, które wywróciło sytuację o 180 stopni. Ekipa sympatycznego trenera nie potrafiła wygrać na początku żadnego z pierwszych 6 meczów, przez co ten stracił pracę, czym zdziwieni byli nawet zawodnicy. 6 spotkań z rzędu bez zwycięstwa… No fakt, nie brzmi to najlepiej. No ale szybki rzut oka na kadrę Bruk-Betu, potem na tabelę. Jeszcze raz rzut oka na kadrę i potem na tabelę. Kadra ta, delikatnie ujmując, nie imponowała ogromną jakością, a pozycja w tabeli mimo nieciekawej serii wciąż całkiem dobra – przewaga nad 9 miejscem zmalała, no ale to wciąż były 3 punkty przewagi 4 kolejki przed końcem pierwszej rundy. Potem szybki rzut oka na to, kogo się nie udało pokonać… Porażka z Lechem (który początek roku miał imponujący), remisy z Legią i Lechią. Nieuznana prawidłowa bramka w meczu z Wisłą Płock, pechowy remis z Ruchem (niewykorzystany karny) no i faktycznie przygnębiająca postawa ze Śląskiem. Mało kto jest zwolennikiem tak szybko kręcącej się karuzeli trenerskiej, ale naprawdę – niewiele zwolnień spotkało się z tak szeroką krytyką, jak to. Przerost ambicji? Najprawdopodobniej. Szkoda tylko, że poziom kadry, którą dysponował Michniewicz nie dorównywał poziomowi ambicji.
Trzeci akt, to zastąpienie Michniewicza jego asystentem. Sztuka ta sprawdziła się w Leicester, gdzie Shakespeare jak za dotknięciem czarodziejskiej różki odmienił, było nie było, wtedy mistrza Anglii, z którym się spokojnie utrzymał i awansował do ćwierćfinału Ligi Mistrzów (czego nie potrafiła zrobić żadna inna angielska drużyna). Czy taką samą czarodziejską różdżką dysponował Marcin Węglewski? Ciężko stwierdzić, ale szala bardziej przechylała się na nie, niż na tak. Co prawda swoje zadanie wykonał – uratował dla zespołu górną ósemkę (bilans w ostatnich 4 meczach sezonu zasadniczego 2-0-2), ale tam… no tam to już się działy cuda. Negatywne rekordy zwykle lubiła tam bić Pogoń Szczecin, która w grupie mistrzowskiej była już zwykle myślami na urlopach (choć sezon 15/16 udało im się zakończyć na 6 miejscu), ale Bruk-Bet podjął rękawicę i spróbował być jeszcze gorszy. Kiedy w 34 kolejce doszło do meczu na szczycie tabeli (po uprzednim jej odwróceniu), Pogoń miała na koncie 0 punktów, 0 bramek strzelonych, 5 straconych. Ekipa z Niecieczy – odpowiednio – 0, 0, 11. Takie spotkanie mogło się zakończyć tylko jednym wynikiem – remisem. Co prawda bramkowym (ku zdziwieniu wielu osób), ale jednak remisem. Obie ekipy co prawda w ostatniej kolejce przypomniały sobie, że skoro są w tym miejscu gdzie są, to znaczy, że jednak coś umieją grać (Pogoń 3:0 z Koroną, Bruk-Bet wyszarpał zwycięstwo w Krakowie z Wisłą), jednak nie zmieniło to ogólnego obrazu ich występów w grupie A. Kibice z Niecieczy mieli pełne prawo do wywieszenia takich transparentów, jakie wisiały na świecącym pustkami stadionie w Szczecinie – „jak nie chcecie już się starać, to możecie…” już sobie iść.
Najmocniejszy punkt
Dość ciężko mówić o najmocniejszych i najsłabszych punktach Bruk-Betu, bo zdecydowana większość piłkarzy była… no trochę szara i nijaka. To w tym wypadku nie jest obraza, po prostu… brakowało w Niecieczy wyrazistych postaci, zarówno in plus, jak i in minus. Brakowało osobistości, którymi zachwycałaby się połowa ligi (choć może poza jednym przypadkiem, ale też nie ma co przesadzać), jak i brakowało barwnych postaci jak Mariusz Pawełek, czy Mateusz Żytko, którzy swoimi zagraniami potrafili ubarwiać kompilacje z cyklu „Ekstraklasa na wesoło”. Solidność, ale nic ponad i poniżej to.
Jeśli już jednak mamy kogoś wyróżnić, to zdecydowanie będzie to Guilherme. Lewy obrońca, który wcześniej występował między innymi w Steaule Bukareszt, został sprowadzony do Niecieczy pod koniec okienka transferowego i z miejsca stał się czołową postacią Słoni. Co więcej mówiono o nim jako o czołowym, a niektórzy nawet najlepszym lewym obrońcy w Ekstraklasie. Wiosną obniżył loty, no ale kto ich nie obniżył? Brazylijczyk utrzymywał jednak cały czas na tyle dobry poziom, że niedawno podpisał kontrakt z Jagiellonią Białystok. Piotr Tomasik, Guilherme – takiego komfortu na lewej obronie jak przyszły trener Jagi nie ma chyba nikt w Ekstraklasie.
Najsłabszy punkt
Jak wyżej – dość ciężko coś znaleźć. W tym wypadku chyba nawet jeszcze ciężej. Nie pokusimy się o wybór jednego „szczęśliwca”, ale rzut oka na statystyki pozwala stwierdzić, co jest największą bolączką niecieczan – siła rażenia. Jak obrona spisywała się całkiem nieźle (po 30 kolejkach Bruk-Bet miał stracone 38 bramek, co przy 55 Korony było naprawdę niezłym rezultatem. Tylko jedną bramkę mniej straciła Lechia Gdańsk), tak już atak… 31 po sezonie zasadniczym (najgorszy wynik razem z Piastem), 35 po 37 kolejkach… Niecała 1 strzelona bramka na mecz. 35 bramek. Drugi najgorszy wynik po całym sezonie to… 42 bramki Ruchu Chorzów. Drugi najgorszy wynik w grupie mistrzowskiej? Korona Kielce z…47 bramkami. 12 goli różnicy. Dramat. Najlepszy strzelec zespołu? Gutkovskis. Ile potrzebował goli do tego zaszczytu? Tylko 8 (z czego połowę trafił jeszcze przed końcem sierpnia). W żadnym innym zespole najlepszy strzelec nie miał tak marnego dorobku bramkowego (chociaż 9 bramek Arkadiusza Woźniaka z Zagłębia też chluby nie przynosi). Drugi najlepszy strzelec? Misak z 5 trafieniami. Kędziora? 3 trafienia. Dawid Nowak? To samo. DRAMAT.
Najlepszy mecz w sezonie:
Wygrana na Kałuży 3:1. Powiedzieć że Termalica ma patent na Cracovię, to nic nie powiedzieć. Od jej awansu do Ekstraklasy mierzyła się z Pasami 4 razy i tylko raz nie zgarnęła kompletu punktów. Pod koniec listopada w ostatnim spotkaniu obu tych drużyn Słonie przejechały się po Pasach. Co prawda krakowianie, szczególnie w obronie, zachowywali się jak dzieci we mgle (a smog w sumie wtedy unosił się niemały), ale i to trzeba umieć wykorzystać. Piłkarze Termaliki co prawda nie zakładali hokejowego zamku, nie dążyli za wszelką cenę do podwyższenia prowadzenia (jak zawsze), ale mamy wrażenie, że gdyby za zdobycie 2 kolejnych bramek otrzymali bonusowy punkt, to byliby w stanie to zrobić. Spotkanie w wykonaniu Pasów tragiczne, ale podopieczni Czesława Michniewicza potrafili wykorzystać to w 100%.
Najgorszy mecz:
Rozpędzona Termalica jedzie do mającej niemałe kłopoty Pogoni. Czesław Michniewicz, który zaczął sezon od 3 zwycięstw w 4 meczach pojechał do Szczecina, skąd go pogoniono, mimo zrobienia niezłego wyniku (wspomniane wyżej 6 miejsce). Chęć zrewanżowania się wcześniejszemu pracodawcy z pewnością była niemała, a wyszedł… no klops to mało powiedziane. Grająca wcześniej kaszanę Pogoń (taką kaszanę, że już po 4 kolejkach pojawiały się głosy o możliwej zmianie trenera) zagrała tak dobrze, jak nie zagrała chyba nigdy za kadencji Czesława Michniewicza, a Bruk-Bet wyglądał jak zbieranina 11 chłopaków z 11 różnych gimnazjów, co się widzą pierwszy raz na oczy. Skończyło się na aż 5:0. Aż, a nawet i tylko, bo jakby Bruk-Bet stracił jeszcze jakieś bramki, to nikt nie miałby prawa narzekać.
Widoki na przyszłość:
Jedno jest pewne – latem dojdzie do zmiany szkoleniowca. Węglewski zostanie w klubie, ale nie jako pierwszy trener, gdyż nie ma do tego uprawnień. Wiele mówi się o tym, że stery obejmie były selekcjoner reprezentacji Polski Waldemar Fornalik. Wybór wydaje się być dla nas idealny, „Waldek King” niejednokrotnie pokazywał, że potrafi czynić cuda i wyciskać z przeciętnym Ruchem nadzwyczaj dobre wyniki. Problem tylko w tym, że kadra Bruk-Betu nie jest specjalnie mocniejsza od tej, którą Fornalik dysponował w Chorzowie. 8 miejsce we właśnie minionym sezonie należy traktować jako ogromny sukces. Były szkoleniowiec Ruchu Chorzów mając przeciętną kadrę (chyba że dojdzie do znaczących wzmocnień) będzie musiał sprostać wysokim ambicjom. Jak już on sobie z tym nie poradzi, to nikt inny nie poradzi.