Ale mimo to, wynik meczu był dla polskiej reprezentacji bardzo ważny – i to co najmniej z dwóch powodów. Kadra Jerzego Brzęczka nie tylko starała się o pierwsze zwycięstwo, po dwóch remisach i trzech porażkach – tym bardziej, że atmosfera wokół drużyny jest coraz gęstsza po ostatnich słabych występach – ale również walczyła o rozstawienie z pierwszego koszyka przed losowaniem grup eliminacyjnych do najbliższego Euro. Po remisie Niemców z Holandią, Polakom również wystarczał jeden punkt, aby w pierwszym koszyku pozostać. Stawka była więc niemała, kadrowicze mieli o co grać.
To miało być jak odkupienie dotychczasowych win. Pokazanie, że tę reprezentację jednak na coś stać; że przed eliminacjami do Euro rysuje się przynajmniej jakiś zalążek drużyny.
Wydawało się, że zadanie jest z gruntu beznadziejne, bo naprzeciwko stanęli nie tylko mistrzowie Europy, którzy przed miesiącem dali nam srogą lekcję futbolu, ale na dodatek uraz już wcześniej wyeliminował z gry Roberta Lewandowskiego. Zawodnik Bayernu przeżywa trudny okres w kadrze w ostatnich miesiącach, ale wiadomo, ile dla niej znaczy.
W Guimaraes długo się to potwierdzało. Nasi zawodnicy rzadko atakowali, Milik – grający w roli najbardziej wysuniętego napastnika – był praktycznie niewidoczny. A jego współpraca z Zielińskim w zasadzie nie istniała.
Przy polskich atakach szwankowało już nawet nie ostatnie, ale drugie podanie.
Nawet gdy potrafiliśmy przedostać się pod pole karne rywali, to tam zwarty blok obronny z łatwością rozbijał ataki. Do przerwy Polakom udało się dwukrotnie zagrozić bramce Portugalczyków. Najpierw po dokładnym zagraniu kapitana Grosickiego z rzutu wolnego Kędziora trafił strzałem głową w poprzeczkę, potem Frankowski był sam na sam z bramkarzem, ale nie wykorzystał szansy. Trochę jakby się przestraszył.
Nie oznacza to jednak, że podopieczni Brzęczka byli równorzędnym partnerem dla gospodarzy. Portugalczycy, z siedmioma zmianami w składzie w porównaniu z meczem z Włochami, niby starali się grać wysokim pressingiem, niby mieli wyraźną przewagę w posiadaniu piłki, ale ich akcje były jakby w zwolnionym tempie. A mimo to przez długie momenty nie byliśmy w stanie przejąć inicjatywy. Udało się na chwilę po przerwie i od razu pojawił się wymierny efekt. Po błędzie Portugalczyków i wycofaniu piłki do tyłu, Milik w rzęsistym deszczu najszybciej doszedł do piłki, umiejętnie się zastawił i dał się sfaulować Danilo. Rzut karny i czerwona kartka dla Portugalczyka! Jak się okazało, to był kluczowy moment meczu. Odwrócił jego losy, a Polakom dodał skrzydeł.
Napastnik Napoli dwa razy podchodził do jedenastki, bo sędzia nakazał powtórkę, ale dwukrotnie pewnie pokonał Beto. Milik potrzebował takiego przełamania, bo ostatni raz trafił w kadrze we wrześniu ubiegłego roku!
Brzęczek po raz pierwszy wystawił dwa razy z rzędu tę samą drugą linię (Frankowski, Krychowiak, Klich, Zieliński, Grosicki). Niewidoczna przez znaczną część meczu, nie potrafiła narzucić rywalom własnego stylu. Gra skrzydłami też się nie kleiła, znacznie lepiej szło nam rozbijanie ataków rywali. Choć trzeba od razu dodać, że po przerwie postawa naszych zawodników wyglądała bardziej pozytywnie. Pewnie także dlatego, że Portugalczycy musieli występować w dziesiątkę.
Jedno z najważniejszych pytań dotyczyło jednak zgrania obrony, ustawionej z konieczności w sposób eksperymentalny, choć po raz drugi za kadencji Brzęczka znalazł się w niej tylko jeden nowy zawodnik w porównaniu z ostatnim meczem. Tym razem był to Thiago Cionek, którego trener na początku nie widział w drużynie, ale musiał zmienić zdanie wobec kontuzji Kamila Glika i słabej postawy Marcina Kamińskiego.
Cały blok defensywny nie popełniał dużych błędów, ale trzeba też przyznać, że Portugalczycy nie postawili poprzeczki nadzwyczaj wysoko. Początkowe ataki po skrzydłach, szczególnie z naszej lewej strony, sprawiały problemy Bereszyńskiemu, ale z czasem osłabły. Polska defensywa dała się zaskoczyć tylko raz, gdy w w 34. minucie Klich nie upilnował Andre Silvy po dośrodkowaniu z rzutu rożnego Renato Sanchesa. Inni nie mieli szans, aby skutecznie zareagować, akcja była zbyt szybka.
Po stracie wyrównującego gola Portugalczycy już nie byli w stanie poważniej zagrozić naszej bramce, za to znakomitą akcję w 80. minucie przeprowadził Zieliński (wreszcie!). Tylko bardzo dobra interwencja Beto uchroniła gospodarzy przed kolejnym ciosem, którego się nie spodziewali.
To byłaby niewątpliwie sensacja, choć i tak w II połowie zagraliśmy zdecydowanie lepiej.
W centrum Guimaraes jest wielki napis „Tutaj narodziła się Portugalia”. Czy na stadionie narodziła się nowa reprezentacja Polski Jerzego Brzęczka? Mimo dobrego wyniku, takie stwierdzenie jest ciągle bardzo ryzykowne.