Kilka dni temu w mediach gruchnęła wieść o tym, że klub z Warszawy poważnie interesuje się wypożyczeniem reprezentanta Polski – Jakuba Błaszczykowskiego. Wiadomość przekazana przez Romana Kołtonia za pośrednictwem strony polsatsport.pl od razu dawała wiele do myślenia, oczywiście jeśli chodzi o powagę i prawdziwość tej informacji.
W mediach społecznościowych nastała dyskusja na temat przyczyn powstania takiej informacji. Na pierwszy rzut oka news kompletnie oderwany od rzeczywistości, mający takie samo prawdopodobieństwo powodzenia jak to, że Księżyc uderzy w Ziemię. Reprezentant kraju, po znakomitym Euro i zmianie latem klubu na inny, bardzo solidny i bogaty grający w Bundeslidze, nawet mimo słabszej rundy, wieku i nieco większej zasobności portfela Legii, nie ma prawa aż tak obniżać swoich wymagań nie tylko jeśli chodzi o pensje, ale także mając na uwadze poziom na jakim występuje Legia. Gra Wojskowych w Lidze Mistrzów pozwoliła im wskoczyć nie tylko na wyższy poziom finansowy, ale i sportowy, jednak to dalej za mało by nawet marzyć o powodzeniu takiej transakcji.
Coraz mniej obiektywni dziennikarze-kibice, zwłaszcza w Warszawie, gdzie jest ich wielu i najmocniej przebijają się w mediach, prześcigają się w coraz bardziej debilnych informacjach związanych z Legią. Poziom gloryfikacji tego klubu przez dziennikarzy zasłania im trzeźwe myślenie, no chyba że robią wszystko dla klików i co za tym idzie dalej – pieniędzy (w pewnym stopniu na pewno). Legii jako mistrzowi kraju należy się szacunek, zwłaszcza po dobrych występach w Lidze Mistrzów, dzięki którym zasobność portfela warszawskich włodarzy się znacząco zwiększyła i klubowi znacznie więcej „wolno”. Jednak wszystko ma swoje granice, a kolejna została przebita w spektakularny sposób. Wiele innych portali ślepo powielało ten temat dokładając kolejne wymyślone fakty. Czemu wymyślone? Jeden z dziennikarzy zapytał obecnego trenera Wolfsburga – Valeriena Ismaela – czy faktycznie taki temat istniał. Ten odparł, że takiego zapytania nie było. Wiadomo, czasem takie osoby jak trener czy dyrektor sportowy nie chcą powiedzieć prawdy (bądź nie mogą), jednak w tej sytuacji, kiedy Wolfsburg pewnie oddał by piłkarza bez większych problemów (oczywiście jeśli dany klub miałby na to określoną sumę pieniędzy), byłoby to kompletnie nielogiczne. Więc należy się zastanowić nad tłem tej informacji? Niektórzy sugerują, że posłuszne klubowi media miały wypuścić tę informację by przykryć aferę wewnątrz klubu oraz dodatkowo miały podnieść prestiż klubu, który „dobrze, że mierzy wysoko”. Zauważyliście ile razy tę formułkę napisali dziennikarze z Warszawy w ostatnich dniach? Pytanie jest jedno, czy mierzy realnie czy wirtualnie? Finansowo na pewno wirtualnie, jeśli chodzi o poziom sportowy to zapewne przez kolejne dwa-trzy lata także. Poza tym Kuba zawsze zapierał się, że jeśli ma wracać do Polski to tylko do Wisły Kraków. Czy wystawiłby do wiatru kibiców z Krakowa i zarazem naraził się na sporą medialną „pompę”? Wydaje się, że to nie w jego stylu, swoje w życiu zarobił, więc u schyłku kariery pieniądze nie będą najważniejsze. Po co więc cała ta szopka?
Gdyby patrzeć tylko na tę sytuację można by to wszystko zrzucić na media – chęć zarobienia przez grzanie i tak już gorącego nazwiska. Jednak druga sytuacja z ostatnich dni zasiewa pewną wątpliwość, która skieruje nasze myśli w kierunku sterowania mediami przez klub. Wyprzedaż najważniejszych ogniw po udanej rundzie oraz spore przychody z racji awansu do Ligi Mistrzów powinny zostać przeznaczone na rozwój zespołu oraz zakup innych bardzo dobrych zawodników. Oczywiście, pojawił się Jędrzejczyk czy Chukwu, jednak można było spodziewać się nieco więcej po Legii w kontekście tak dużych pieniędzy, które na pewno już pojawiły się na klubowych kontach. Nie tylko utrzymania poziomu drużyny, ale jego zwiększenia. Dlatego klub mógłby wysyłać takie informacje do dziennikarzy by pokazać przed kibicami, że starają się to robić. Jednak kłamstwo zwykle ma krótkie nogi i wychodzi na światło dzienne.
W utwierdzeniu tej tezy może pomóc sytuacja z Vamarą Sanogo z Zagłębia Sosnowiec. Piłkarz pojawił się pół roku temu w pierwszej lidze i prezentował się tam całkiem nieźle, do tego jest stosunkowo młody. Na pewno jest to ciekawy transfer, jednak chyba nie tego oczekiwali kibice Wojskowych po zarządzie klubu w kontekście zastąpienia Aleksandara Prijovicia. Dodatkowo piłkarz przy Łazienkowskiej pojawi się dopiero latem, więc przez wiosnę Legia podczas starć z Ajaxem i podczas walki o mistrzostwo będzie grać z ubytkiem w ofensywie. Co zrobiono w tej sytuacji by podkręcić ważność transferu? Nic bardziej nie grzeje kibiców niż „podebranie” piłkarza największemu rywalowi. Dlatego część kibiców uważa, że informacja wypuszczona przez Krzysztofa Stanowskiego z Weszło o przebiciu oferty Lecha Poznań (w wysokości jednego miliona złotych) przez Legię miała dodać wagi tej transakcji. Transakcji przeprowadzonej za drobne, patrząc oczywiście na możliwości finansowe Legii. Czy ta informacja mogła być prawdziwa? Jak wiadomo, Lech nigdy nie pozyskuje piłkarzy, których ogląda krócej niż 2-3 rundy. Z tego co udało się nam ustalić, Kolejorz tym piłkarzem zainteresował się dopiero w momencie pojawienia się w Polsce, pół roku temu, co jakby podważa prawdziwość tego newsa. Wszystko być może wyjaśni się w sobotnim Stanie Futbolu, gdzie prowadzący Krzysztof Stanowski zapewne zapyta o ten temat prezesa Lecha Poznań – Karola Klimczaka.
Jest też trzecia opcja, dziennikarze po prostu informację „zasłyszeli” i stworzyli na tej podstawie tekst nie sprawdzając czy to prawda. W przypadku Błaszczykowskiego mogłaby to być po prostu luźna „zachcianka” prezesów Legii, natomiast w przypadku Sanogo chęć „podkręcenia” newsa, także dla klików. Klub, bogu ducha winny, w takiej sytuacji „obrywałby” niezasłużenie, co jest chyba najbardziej prawdopodobne. Zabawny był też sposób dementowania tej informacji przez Michała Kołodziejczyka z WP.
Jakub Błaszczykowski tej zimy nie trafi do Legii Warszawa
— Michał Kołodziejczyk (@Michal_Kolo) January 16, 2017
Przypomina to trochę powracający jak bumerang temat powrotu do kadry siatkarskiej Mariusza Wlazłego. Nasz siatkarz zakończył karierę reprezentacyjną w 2014 roku i nie zanosi się na jego powrót do kadry kiedykolwiek. Jednak nasi wspaniali dziennikarze mniej więcej co pół roku, dla klików odgrzewają tego kotleta przypominając, że Mariusz Wlazło jednak nie wróci do kadry! Oczywista oczywistość, za pewną cenę. Śnieg jest biały, a kawa zawsze będzie czarna – my też byśmy chcieli zarabiać na takich prostych stwierdzeniach.