W ostatnim czasie nastała wielka dyskusja nad limitem narzucanym przez PZPN najwyższej klasie rozgrywkowej w Polsce dotyczącym ograniczenia liczby obcokrajowców spoza Unii Europejskiej, którzy mogą jednocześnie przebywać na placu gry. Czynny udział w tej dyskusji za pośrednictwem mediów zabrali włodarze największych klubów Ekstraklasy, a także sam prezes PZPN – Zbigniew Boniek. Obie strony sporu o limit przerzucają się od dłuższego czasu argumentami na ten temat, każdy za wszelką cenę stara się zdobyć sojuszników, którzy stworzą z nim tandem przeciwko opozycji. Lech, którego ten limit w ostatnim czasie najbardziej dotyczy, o dziwo… opowiedział się za podtrzymaniem limitów.
Przypomnijmy, limit był wprowadzany stopniowo, w poprzednim roku zezwalano na występ (jednocześnie) trzech zawodników spoza UE. Spod limitu „wyciągnięto” obywateli państw stowarzyszonych, czy np. Szwajcarii czy Norwegii. W tym roku ograniczenie zmniejszono do dwóch takich zawodników. Prezes Boniek, orędownik limitów, twierdzi, że to jeden z najłagodniejszych limitów w całej Europie, z czym m.in. nie zgadzają się media oraz prezes Ekstraklasy SA – Dariusz Marzec. PZPN narzucając ograniczenia musi przestrzegać prawo obowiązujące w UE i nie może nałożyć limitu na obcokrajowców z wnętrza sojuszu, czego z całą pewnością chciałby prezes Boniek.
Sens obecnych ograniczeń motywuje chęcią pobudzenia szkolenia młodych piłkarzy w klubach Ekstraklasy, a także ograniczeniem powstawania sztucznych tworów budowanych tylko na obcokrajowcach jak kiedyś zrobiła to Pogoń, ściągając samych Brazylijczyków.
Czy aby na pewno? Kluby zwłaszcza z południa Polski do tej pory ściągają wagony zagranicznych piłkarzy, ale nie z Brazylii, Serbii czy Ukrainy, lecz np. ze Słowacji czy Węgier, gdzie poziom piłki jest niższy niż na Bałkanach czy w Ameryce Południowej. Do tego olewają dalej własne akademie (niektórzy nie mają ich w ogóle) i szkolenie młodych piłkarzy. Znakomicie pokazuje to tabela Pro Junior System, programu, który gratyfikuje najlepiej szkolące kluby w Ekstraklasie (i niższych ligach), gdzie większość klubów w ogóle… nie jest sklasyfikowana, co tylko pokazuje, że idea Bońka jest w polskich warunkach nie do wprowadzenia, przynajmniej na skalę ogólnokrajową. Po co więc te limity?
Media i kluby od kilku tygodni zastanawiają się nad ich sensem. W przypadku innych limitów mogłyby być problemy prawne, np. w przypadku limitu ogólnego na obcokrajowców (też z UE), zawodnicy mieliby podstawę prawną aby ten limit zaskarżyć w sądzie. Wyjściem z tej sytuacji byłby nakaz stawiania na Polaków w wyjściowym składzie, przy braku innych limitów, jednak to by niekoniecznie pobudziło kluby do wystawiania młodszych zawodników, będących wychowankami. Co więc zrobić?
Absurd tego limitu zobaczymy właśnie dzisiaj i to w przypadku topowego klubu w Polsce jakim jest Lech Poznań, który dodatkowo prowadzi w tabeli Pro Junior System. Co ciekawe, włodarze Lecha znajdują się w tym sprawie po tej samej stronie barykady co Zbigniew Boniek, co tylko zwiększa absurd sytuacji. Kolejorz podobnie jak kilka innych klubów w Ekstraklasie ma trzech zawodników spoza UE (dopiero od tej rundy pojawił się czwarty gracz, który przynajmniej na razie będzie tylko trenował z pierwszą drużyną), jednak dzisiaj stanie przed poważnym dylematem. Do Gliwic nie pojechał m.in. Matus Putnocky, czyli pierwszy bramkarz Kolejorza, drugim jest Bośniak – Jasmin Burić (procedura uzyskania przez niego paszportu polskiego jest w toku). W tym przypadku w polu będzie mógł wystąpić tylko jeden zawodnik spoza UE. Będzie nim zapewne Wołodymir Kostewycz. Dlaczego? Lech po sprzedaży Tamasa Kadara nie ma w kadrze innego lewego obrońcy oprócz Ukraińca (wątpliwe by trener wystawił tam nastoletniego debiutanta). Blokuje to tym samym występ innego zawodnika – Abdua Aziza Tetteha, który należy do czołowych zawodników na swojej pozycji w lidze. A co jeśli kontuzje złapie, podobnie jak przed tygodniem Łukasz Trałka? Blisko sporego bólu głowy było już podczas spotkania z Termaliką. Wtedy to Trałkę zastąpił Tetteh, na boisku przebywał też Kostewicz, a urazu doznał Putnocky… W obwodzie był tylko Burić, Lech robiąc zmianę skazałby się na granie o jednego piłkarza mniej do końca spotkania. Dlaczego więc włodarze poznańskiego klubu optują za limitem?
Oficjalnym powodem jest chęć uwidocznienia swojej przewagi w postaci akademii. Młodych piłkarzy w Lechu jest sporo, także tych wchodzących do kadry i na pewno ten limit nieco temu pomaga (w małym stopniu), utrudnia jednak, i to w dużym stopniu, zarządzanie drużyną Nenadowi Bjelicy, który dostał piłkarzy jakich dostał… Dwóch podstawowych graczy z pola oraz zmiennika na dosyć newralgicznej pozycji jaką jest bramka. Niezbyt szczęśliwy układ… Nieoficjalnie mówi się, że Kolejorz jest za pomysłem PZPN, tylko by ten odwiesił karę nałożoną na Lecha w Pucharze Polski. Jak wiadomo, tak się stało.
W przypadku zespołu z Poznania taki układ kadry będzie prowokował podobne sytuacje jak tak dzisiaj, wtedy na boisku pojawiać się może więcej wychowanków, co jest głównym celem funkcjonowania tego klubu.
Co w przypadku innych zespołów? Wiele klubów jest za limitami, ale nie tak rygorystycznymi jak są obecnie. Podniesienie ograniczenia do 3-4 zawodników na kilka sezonów na pewno by rozwiązało sprawę, jednak za jakiś czas dyskusja by wróciła jak bumerang. 3-4 graczy spoza UE, a czemu nie 5-6? Tutaj PZPN stara się być stanowczy, bo wie, że dając palec, po chwili może stracić całą rękę.
Według zapewnień Bońka kluby będą same o tym decydować, wtedy możemy być pewni, że ta kwestia ulegnie zmianie, ale czy na pewno tak się stanie? Drużyny z Ekstraklasy mogą również decydować o formacie rozgrywek, tymczasem Ekstraklasa SA, bez konsultacji z nimi ogłosiła, że ESA37 zostaje na kolejne dwa sezony. W przypadku limitów może być tak samo… to na pewno będzie odpowiadać Bońkowi podobnie jak Lechowi, który obiecał trenerowi dodatkowego zawodnika z Unii Europejskiej wzmacniającego rywalizację na bokach obrony, co powinno rozwiązać problem z limitem w Poznaniu przynajmniej w tym sezonie.