Raków Częstochowa umocniony ostatnimi sukcesami staje przed decydującą walką o marzenia, jakimi jest gra w fazie grupowej europejskich pucharów. Dziś stają przed nie lada wyzwaniem, bowiem po drugiej stronie boiska staną piłkarze KAA Gent.
Nie taki diabeł straszny jak go malują. Polski kopciuszek dalej tworzy swoją historię i nie zamierza na tym poprzestać. Miało być ciężko z Suduvą, było. Z Rubinem byli w roli underdoga, ale i w tym wypadku wyszli zwycięsko nie tracąc przez 4 spotkania ani jednej bramki. Można przypisać wiele zasług bramkarzowi Vladanowi Kovaceviciowi, lecz już każdy z tych chłopaków, który zostawia serce, z trenerem Papszunem są bohaterami. Oni już nic nie muszą, oni mogą i za pewne zrobią wszystko by pokazać światu piękno polskiej piłki. Ich historia jest wyjątkowa, a Gent to tylko kolejny rozdział, oby zakończony happy endem.
Przechodząc do przyjezdnych z Belgii to mimo,że na papierze są mocno, to w praktyce tak różowo nie jest. Poprzedni sezon na pewno celowali wyżej niż tylko Conference League, a i ten sezon zaczęli nie najlepiej, bowiem plasują się na 12 miejscu w tabeli. W dotychczasowej przygodzie mierzyli się tak jak Raków z dwoma przeciwnikami, z norweską Valerangą i łotewską Rygą. O ile pierwszy z dwumeczy przeszli praktycznie bez szwanku, o tyle w drugim do końca musieli drzeć i walczyć o awans (w dwumeczu skończyło się 2:3). To pokazuje, że mimo iż w praktyce są mocni, to posiadają słabości które częstochowianie mogą skutecznie wykorzystać. Na pewno dla Vadida Odidja-Ofoe będzie to sentymentalny powrót na polskie boiska. Jednak po rozpoczęciu spotkania na sentymenty nie będzie okazji, to będzie mecz walki, mecz przetrwania i oby polski klub na zakończenie wyszedł z tego zwycięsko, gra toczy się o miliony, a każdy sukces rodzimego klubu w Europie nie dość, że wywinduje nas wyżej w europejskiej hierarchii, to może być kamieniem milowym w rozwoju polskiej piłki.