Zapowiadało się na pewną wygraną, może nie spektakularną, ale pewną. Zamiast tego zobaczyliśmy może najgorszy mecz kadry w tym roku. Spotkanie ze Słowacją już w poniedziałek, a optymizm raczej nie urósł.
Pierwsze 15 minut wyglądało jeszcze dobrze, ale potem przyszło załamanie i jedynie pojedyncze zrywy można uznać za plus. Tak było kiedy Zieliński wyrównał w drugiej połowie na 1:1 oraz pod koniec spotkania, kiedy to Świderski strzelił na 2:2. Warto pamiętać, że też nie zagraliśmy w stu procentach pierwszym składem. Z urazem zmaga się Bednarek i nie ma pewności czy wystąpi w poniedziałek. Dlatego od początku zagrał Paweł Dawidowicz, ale no nie zabłysnął. Też kandydatem do wyjściowej jedenastki nie jest raczej Przemysław Frankowski. Raczej i Świerczok nie ma co liczyć na 90 minut ze Słowacją, bo jego miejsce powinien zająć Klich. Mimo to wynik zdecydowanie rozczarowuje. Islandia grała bez największych gwiazd, a mimo to postawiła wysokie wymagania. Właściwie w pewnym momencie to gościom zależało bardziej na wyniku niż Polakom.
I to jest największa nadzieja. Może piłkarze odpuścili przez obawę przed urazami, czy by zwyczajnie odpocząć (co pokazywały zmiany Zielińskiego czy Lewandowskiego). Do tego dokooptowanie Klicha do środka pola powinno dać też lepszą grę w centralnej części boiska. Nie zmienia to faktu, że EURO 2020 jest całkowitą zagadką dla naszej kadry. Nie wiemy czego się spodziewać, na co liczyć. Oby atmosfera w drużynie i nowe metody treningowe w połączeniu z zachodnią taktyką przyniosły pozytywne efekty. Na pewno Kacper Kozłowski może być jak kiedyś Bartek Kapustka, ale do sukcesu potrzeba by cały zespół grał jak należy. Odliczamy więc dni i czekamy na poniedziałek z niecierpliwością.