Śląsk Wrocław zremisował z Koroną Kielce 1:1.
Śląsk Wrocław przystępował do tego meczu z nożem na gardle. Wrocławianie jeśli dziś, by przegrali z Koroną mogli spać do strefy spadkowej. Goście natomiast do Wrocławia przyjechali bez żadnej presji. W ostatniej kolejce Kielczanie przyklepali awans do górnej ósemki, tym samym zapewnili sobie oni utrzymanie. Skutkiem tego w składzie na mecz ze Śląskiem pojawili się dwaj debiutanci: Akos Kecskes i Matthias Hamrol. Oprócz nich trener Lettieri desygnował do pierwszej jedenastki Nabila Aankoura, Ivana Jukicia i Zlatko Janjicia – zawodników, którzy nie mieli pewnego placu w tym sezonie. Trener Pawłowski również zaskoczył swoim składem. Śląsk na to spotkanie wyszedł z trójką napastników: Piechem, Robakiem i Bergierem. Jeśli dodamy do tego Cholewiaka, Koseckiego i Riere wyjdzie nam bardzo ofensywne ustawienie. Trener Pawłowski wysłał jasny sygnał: dziś musimy wygrać!
Spotkanie od ataków rozpoczęli zawodnicy Śląska. Już na początku groźnie było po wrzutce w pole karne Celebana, ale piłkę zdołał strącić Hamrol. Chwilę później odpowiedziała Korona. Zaskoczyć Słowika z dystansu próbował Janjić, ale bramkarz Śląska dobrze zbił piłkę. Po tym okresie piłkę przejął Śląsk. Gospodarze nie potrafili jednak doprowadzić do bramkowej sytuacji. Korona ustawiła się na własnej połowie i wyczekiwała na błędy Śląska. W 30. minucie głową uderzył jeden z zawodników gospodarzy, ale fenomenalną interwencją popisał się debiutant – Hamrol. W 35. minucie piłkę na połowie Śląska przejął Jukić i szybko zagrał do Gardawskiego. Ten w polu karnym wypatrzył Aankoura i dobrze dograł. Strzał Marokańczyka z francuskim paszportem, świetnie obronił Słowik. Chwilę później Jukić dobrze zszedł do środka boiska i uderzył z około dwudziestu metrów. Znów dobrze w bramce zachował się bramkarz gospodarzy. Minuty mijały, a napór gości trwał. Po dośrodkowaniu z rzutu rożnego, piłka spadła pod nogi Rymaniakowi. Obrońca Korony uderzył jednak bardzo niecelnie. Gdy wydawało się, że bramka dla Korony jest kwestią czasu, jak to w naszej lidze – stało się odwrotnie. W 45. minucie po kombinacyjnej akcji Śląska, w pole karne wpadł Piech i został sfaulowany przez Kecskesa. Piłkę na jedenastym metrze ustawił Robak i wyprowadził Śląsk na prowadzenie. Kilka minut później sędzia odgwizdał koniec pierwszej połowy.
Od początku drugiej połowy spotkania to Korona ruszyła do ataku. Śląsk wycofał się na własną połowę i czekał błędy Kielczan. W 53. minucie Korona stworzyła pierwszą groźną sytuację w drugiej połowie i od razu zdobyła gola. Lewym skrzydłem popędził Gardawski dośrodkował w pole karne, a Słowika głową pokonał Jukić. Po tej bramce Śląsk wciąż nie mógł opuścić swojej połowy. Korona utrzymywała się przy piłce i starała się zdobyć gola, jednak nie przynosiło to sytuacji. W 69. minucie swoją groźną akcję przeprowadził Śląsk. Z dystansu groźnie uderzył Robak, ale Hamrol pewnie złapał piłkę. Chwilę później to Korona miała sytuację. Aankour minimalnie spudłował po dośrodkowaniu Rymaniaka. Minuty mijały, a obie drużyny rozgrywały mecz w myśl zasady: piłka parzy. W doliczonym czasie tuż przed polem karnym faulowany był jeden z zawodników Śląska. Do piłki podszedł Robak, ale jego strzał obronił Hamrol. Gdy sędzia zakończył spotkanie wszyscy chętnie udali się do domu. Śląsk – Korona 1-1.