niemczycki

Robota Lecha wykonana spacerkiem

Czasami na treningach rozgrywa się małe gierki taktyczne na jedną bramkę, gdzie zasady są proste – jedni muszą strzelić, a zadaniem drugich jest jak najbardziej im w tym przeszkadzać. Coś na zasadzie takiej gierki rozegrał dzisiaj Lech Poznań, bo Cracovia nie miała dzisiaj do zaprezentowania kompletnie niczego poza przeszkadzaniem właśnie.

Wystarczy zresztą spojrzeć w pomeczowe statystyki, by doskonale w głowie wyobrazić sobie jak to spotkanie wyglądało. Pasy nie oddały żadnego celnego strzału, w żaden sposób też nie zagroziły bramce Kolejorza. Ich wyjścia poza własną połowę zdarzały się na dwa sposoby – albo kiedy Lech tracił piłkę i zespół Probierza próbował wyjść z kontrą, albo klasycznie, po długiej piłce w kierunku wysuniętego Balaja czy któregoś ze skrzydłowych. Remis do przerwy goście utrzymali wyłącznie dlatego, że gol Ishaka musiał zostać anulowany ze względu na spalonego dogrywającego mu Czerwińskiego.

Probierz ewidentnie widział co się dzieje i w przerwie próbował reagować. Rasmussen i Alvarez mieli dać większą mobilność w kreowaniu akcji i może w teorii takie zagranie się broniło, z tym że pierwsze 10 minut drugiej połowy bardzo mocno zweryfikowały te plany. Najpierw dużo miejsca przed polem karnym miał Salamon i mocnym strzałem dał Lechowi prowadzenie. Ta bramka jednak w pełni ląduje na konto Karola Niemczyckiego, który wskoczył dzisiaj w miejsce Lukasa Hrosso. Po strzale stopera Lecha był co prawda drobny rykoszet, ale piłka leciała w środek bramki i prześlizgnęła się po palcach 22-latka, który ogółem trochę dziwnie zbierał się do tej interwencji. O ile przy tym golu mógł zachować się lepiej, tak nie można tego powiedzieć o trafieniu na 2-0, gdzie Kamiński urwał się z lewej strony pola karnego, a piłkę po jego strzale podbił jeszcze Rasmussen kompletnie dezorientując swojego bramkarza.

Po tym golu mecz właściwie mógłby się już skończyć, bo zaczęło się już klasyczne granie spod szyldu Lech już nie musi, a Cracovia trochę nie jest w stanie. Ciężko szukać jakichkolwiek pozytywów w postawie Pasów. Jeśli już, to można go upatrywać w powrocie Kamila Pestki, który po niemal roku przerwy wrócił do gry i wszedł w końcówce spotkania. Umówmy się, to jednak nie za wiele. Marazm – to jest słowo, które najbardziej ciśnie się na usta obserwując ostatnie miesiące przy Kałuży. Profesor Filipiak w jednym z wywiadów powiedział, że liczy się przede wszystkim trwanie w Ekstraklasie. No i przy obecnej polityce Cracovię najpewniej będzie w niej trwała, bo zawsze znajdzie się kilka gorszych zespołów. Tylko czy naprawdę ludzi tak przecież w teorii ambitnych jak właśnie Filipiak czy Michał Probierz naprawdę zadowala trwanie w przeciętniactwie? Bo zapowiada się kolejny właśnie taki sezon w pasiastej części Krakowa.

fot.cracovia.pl