Drużyna Śląska Wrocław zrobiła ogromny krok ku utrzymaniu w lidze. Mimo tego, że zespół Jana Urbana przegrywał z Arką Gdynia 0:1, to zdołał się podnieść i zwyciężył 4:1.
Dzisiejsze spotkanie było bardzo ważne dla obu drużyn, które na trzy kolejki przed końcem sezonu znajdowały się tuż nad strefą spadkową.
Wrocławianie byli blisko objęcia prowadzenia już w siódmej minucie meczu, lecz piłka po strzale Augusto minimalnie minęła bramkę Steinborsa. Mimo tego to Arka od początku spotkania przeważała i po kwadransie gry objęła prowadzenie. Po dalekim wrzucie z autu walkę o piłkę wygrał Dawid Sołdecki i szczęśliwie przelobował Mariusza Pawełka.
Gra Śląska po utracie bramki nie zmieniła się natychmiastowo. Dopiero po pół godzinie gry drużyna Jana Urbana odważniej ruszyła do ofensywy. W 33. minucie Mariusz Pawelec bardzo pewnie wykorzystał okazję, którą wykreował Ryota Morioka pakując piłkę do siatki z dość bliskiej odległości. Dwie minuty później wrocławianie podwyższyli prowadzenie. Po raz kolejny świetnym zagraniem popisał się Japończyk, a Robert Pich w sytuacji sam na sam z bramkarzem zachował się bardzo pewnie i wysunął swoją drużynę na prowadzenie.
WKS groźnie zaatakował także pięć minut przed końcem pierwszej części spotkania. Fatalnie na własnej połowie zachował się Krzysztof Sobieraj, który na rzecz Kamila Bilińskiego stracił piłkę. Napastnik gości z dużym spokojem wykorzystał sytuację i mógł cieszyć się ze swojego dziewiątego trafienia w tym sezonie.
Śląsk z minuty na minutę podobał się coraz bardziej. Świetnie dysponowany w dzisiejszym dniu Morioka po raz kolejny zagrał kapitalną piłkę, którą pewnie wykończył Engels. Od 60 minuty było już wiadomo, że ekipa Ojrzyńskiego raczej nie wygra tego spotkania.
Ostatnie fragmenty spotkania nie przynosiły groźnych sytuacji. W pierwszym z meczów o życie Śląsk potwierdził swoją wyższość i pewnie zwyciężył 4:1. Nieciekawa sytuacja robi się w Arce, której pozostało niewiele szans na utrzymanie w lidze.