Już pożegnania nadszedł czas…Ostatni ligowy akord, spotkanie na samym dole tabeli okazało się niezłym widowiskiem. Śląsk głównie dzięki znakomitej pierwszej połowie skromnie 1-0 ograł na wyjeździe Podbeskidzie i tym samym nie kończy tego na samym dnie. A Podbeskidzie musi jeszcze poczekać na swoje zwycięstwo nad Śląskiem w Ekstraklasie. Górale walczyli do końca, ale nie udało im się zdobyć wyrównującego gola. Po tej porażce spędzą przerwę w rozgrywkach na samym dole tabeli i do lutego pozostaną zespołem, który u siebie nie wygrał w tym sezonie ani razu.
Śląsk z animuszem i pomysłem
Problematyczny ostatnimi czasy Śląsk mógł wejść w to spotkanie w najlepszy z możliwych sposobów i już na samym starcie napędzić swoją grą. W defensywie nie popisał się Adam Mójta, który nie upilnował Krzysztofa Ostrowskiego, który otrzymał dobry przerzut i po niefrasobliwości defensora Podbeskidzia nieudolnie próbował przelobować Zubasa. Brakowało niewiele, ale to powinien być gol. Pierwsze minuty zapowiadały nam otwartą grę i wiele ofensywnych akcji, ale co najlepsze tym kto prowadzi i nadaje ton temu spotkaniu okazał się ostatni w tabeli Śląsk. Piłkarze z Wrocławia mieli sporo miejsca na rozgrywanie i oddawanie groźnych strzałów na bramkę Zubasa. Śląsk w pierwszej fazie nie zwalniał i co rusz wykonywał groźne zapędy w okolice pola karnego rywala, jak wtedy gdy Kiełb huknął sprzed pola karnego. Strzał sprawił spore problemy Zubasowi, który nie był w stanie wyłapać piłki, a ta odbiła się od niego, jak i od słupka. Tym razem okazało się ze do trzech razy sztuka, trzecia ofensywna akcja piłkarzy trenera Szukiełowicza przyniosła oczekiwany skutek. Kiełb wyłożył piłkę na siedemnasty metr, a tam był już Peter Grajciar, który pewnym strzałem w środek bramki trafił do siatki. Zubas był jednak fatalnie ustawiony i jest współwinny utraty bramki, ale dużo bardziej obrona, która zostawiła Grajciara bez opieki.
Mecz pod dyktandem gości
Przebieg spotkania w dalszej fazie nie odbiegał od tego czego byliśmy świadkami przez pierwsze minuty. Podbeskidzie miało problem ze stwarzaniem dobrych okazji, a Śląsk z kolei parł do przodu i nie przypominał zespołu, który w ostatnim zassie zaskakiwał in minus. Na potwierdzenie powiedzmy, że już po 25. min. mogło być 2-0. Ostrowski świetnie uruchomił prostopadłym podaniem Bilińskiego. Ten wpadł w pole karne, trącił czubkiem buta piłkę, ale posłał ją obok bramki. Gospodarze byli statystami na boisku, co prawda co jakiś czas próbowali się odgryźć, ale nie byli w stanie dostosować się do poziomu jak w tym spotkaniu prezentował Śląsk, który cały czas grał na luzie, cieszył się grą i nie dawał sekundy wytchnienia rywalom. Piłkarze z Bielska-Białej stwarzało mało zagrożenia i miało dwie dobre okazje, który nie przyniosły efektu. Świetne zawody rozgrywał Flavio Paixao, który pokazywał dobre zagrania i miał bardzo dobrą okazję bramkową, kiedy to efektownie nawinął jednego z graczy Podbeskidzia, a następnie posłał potężną bombę w kierunku Zubasa. Ten sparował piłkę na rzut rożny. Z czasem coraz śmielej poczynali sobie gospodarze. Mieli jednak spore problemy z przedostaniem się pod szesnastkę gości, ponieważ ci doskakiwali do obrońców wysokim pressingiem. Wydawało się, że zespołem, który zada kolejny cios lub ciosy będzie Śląsk.
Walka o piłkę w środkowej strefie boiska i niezmienny obraz gry
Ostatnie minuty pierwszej części gry przyniosły walkę o piłkę w środkowej strefie boiska i sporo niedokładnych podań i niewymuszonych strat po obu stronach. Próbowali gospodarze szukać tej swojej dobrej okazji, ale to ponownie ich rywalom mało brakowało, aby piłka ponownie zatrzepotała w bramce Zubasa. Flavio zagrał do Bilińskiego, a ten z narożnika pola karnego mocno uderzył po długim rogu. Futbolówka przeleciała tuż nad poprzeczką, zabrakło kilku centymetrów. Podsumowując pierwszą połowę było to spotkanie bardzo intensywne, zawodnicy utrzymywali wysokie tempo meczu i stworzyli sobie sporo dogodnych okazji, ale mimo wszystko ze strony Podbeskidzia brakowało agresji i zaangażowania na tyle by zmusić Śląsk do większego wysiłku w obronie.
Podbeskidzie z agresją po przerwie
Podbeskidzie wyszło na drugą połowę zmobilizowane, Mateusz Możdzen na wstępie dwukrotnie próbował uderzać z dystansu, najpierw piłka po jego strzale przeleciała nad poprzeczką, a kolejna próba była już zupełnie nieudana. Piłka szybowała daleko obok bramki i trafiła jeszcze w próbującego ją przejąć Demjana. Gospodarze nadal byli niezbyt efektywni, ale zaangażowania i walki nie dało się im odmówić, brakowało miarodajnego efektu, ale zespół z Bielska próbował i się nie poddawał. Wydawało się, że Możdżeń najwidoczniej dostał polecenie od Roberta Podolińskiego, by próbować z każdej pozycji, bowiem oglądaliśmy kolejny jego strzał z dystansu, efektu brakowało. Ale mimo wszystko w drugiej połowie to Podbeskidzie grało na wyższym biegu, Śląsk złapał zadyszkę i nie był już takim zespołem jak przed przerwą. Podbeskidzie sunęło atak za atakiem i to oni stali się tym zespołem, który nadawał ton. Po jednej z takich akcji było już bardzo blisko, kapitalnie podawał Szczepaniak, w polu karnym odnalazł się Chmiel, ale jego strzał został zablokowany. Wrąbel nie pozwolił Demjanowi uderzyć. Chwilę później futbolówka wpadła do siatki, ale asystent sędziego dostrzegł pozycję spaloną napastnika gospodarzy. Gdy zgasły ataki Podbeskidzia ponownie blisko był Śląsk Flavio przejął futbolówkę na szóstym metrze, ale trafił prosto w Zubasa.
Grajciar z nieba do piekła
Na niecałe 10 minut przed regulaminowym końcem spotkania Grajciar wykonał spóźniony wślizg na Damianie Chmielu. Piłkarz Śląska sam ucierpiał, ale otrzymał drugą żółtą kartkę i osłabił swój zespół. W efekcie tego Podoliński postawił wszystko na jedną kartkę. Jonkisz wszedł w miejsce Adama Pazio. Górale nie potrafili jednak wykorzystać gry w przewadze. Cofnięty Śląsk wybijał bowiem futbolówkę jak najdalej od własnej bramki. Ale Podbeskidzie stworzyło sobie taką okazję po której mógł paść gol. Pojedynek w powietrzu wygrał Demjan, który świetnie uderzył głową. Wrąbel z najwyższym trudem przerzucił piłkę nad poprzeczkę! Potem ponownie z lewego skrzydła dorzucał Mójta, ale zamykający Szczepaniak nie sięgnął futbolówki wślizgiem i Śląsk zdołał dowieść wygraną. Tym samym Śląsk w ostatniej chwili podniósł się z ligowego dna.