Kiedy Górnik Łęczna rozwiązał umowę z Andrzejem Rybarskim, wiadomo było, że jego następca nie będzie miał łatwego zadania. Faktem było, że obejmie on drużynę z końca tabeli, która od kiedy w 2014 roku zawitała ponownie do Ekstraklasy, rokrocznie dryfowała na skraju utrzymania i spadku, mając kilka przebłysków w każdym sezonie, jednak ciągle mieszcząca się na dalekich pozycjach w ligowym zestawieniu. W obecnej edycji rozgrywek sytuacja wyglądała jeszcze gorzej. Dobrych meczów znacznie mniej, zwycięstw również. I wtedy pojawił się on – Franciszek Smuda.
Jego początek w Górniku Łęczna pamiętają chyba wszyscy. Dwie porażki 0:5, z Legią oraz Jagiellonią. Mimo, że nie byli to łatwi rywale, to jednak tak sromotne porażki optymizmem nie napawały. Z biegiem czasu, małymi krokami, wyniki Górnika, a przede wszystkim gra zaczęły wyglądać coraz lepiej. Pojawiły się pierwsze punkty oraz większa pewność siebie piłkarzy. Mimo beznadziejnej sytuacji w ligowej tabeli trener Smuda ciągle powtarzał, że ma dobrych piłkarzy i wierzy w swój zespół. – Nasz zespół nie jest aż taki słaby, że rzeczywiście on prawidłowo jest na ostatnim miejscu. Absolutnie nie! – przekonywał. Dzięki takiemu podejściu do zawodników oni sami zaczęli w to wierzyć i prezentowali się coraz lepiej na boisku.
Inny mocny punkt Górnika pod wodzą byłego selekcjonera to bez wątpienia dobre przygotowanie fizyczne. Wspólnie z nim piłkarze mocno przepracowali okres przygotowawczy, efektem czego była wyraźna dominacja w końcowych fragmentach kilku spotkań. Wynikiem połączenia wspomnianej pewności siebie oraz tego, że piłkarze mieli wystarczająco sił by móc to pokazać była imponująca nieustępliwość i zaangażowanie.
Przełomowym punktem pracy Franza w Łęcznej wydaje się być mecz w Poznaniu. Duma Lubelszczyzny zatrzymała rozpędzonego Lecha bezbramkowo remisując. Piłkarze zagrali 90 minut będąc w pełni skoncentrowani i zdyscyplinowani taktycznie. Ten mecz to również „narodziny” nowego czołowego stopera w Ekstraklasie – Przemysława Pitrego. Czy ktokolwiek pomyślałby, że ofensywny zawodnik jakim zawsze był Pitry rozegra świetny mecz na środku obrony zatrzymując w Poznaniu Kolejorza? Chyba nikt, ale Franz mający olbrzymie doświadczenie potrafi dostrzec w piłkarzach cechy, które predysponują ich do gry na określonych pozycjach. To nie jedyny piłkarz, który przy Smudzie zmienił swoją pozycję. Błąkający się zwykle w bocznych strefach boiska jako skrzydłowy bądź obrońca Paweł Sasin dziś jest jednym z najlepszych defensywnych pomocników w lidze i kluczowym elementem w układance Smudy. W ostatnim meczu przeciwko Wiśle Kraków przy braku nominalnych środkowych obrońców, na tą pozycję w bój posłany został Adam Dźwigała, któremu szkoleniowiec zaufał i nie zawiódł się. Z eksperymentalnym zestawieniem obrony Górnik pewnie ograł Białą Gwiazdę notując prawdopodobnie najlepszy mecz pod wodzą aktualnego trenera. Trzeba przyznać, że Franciszek Smuda ma nosa do obsadzania piłkarzy na nowych pozycjach.
Dowodem, że mecz w Poznaniu był przełomowy niech będzie statystyka bramek zdobywanych przez łęcznian. Do meczu z Lechem średnia strzelonych goli klubu z Lubelszczyzny wynosiła 1 gol na mecz. Średnia z czterech ostatnich spotkań to 2,75 gola na mecz. Różnica jest kolosalna.
Smuda niejednokrotnie podkreślał, że nie skupia się zbytnio na analizie rywali, a na grze swojej drużyny. W efekcie jego podopieczni w ostatnich spotkaniach wyraźnie starają się narzucić rywalom swój styl gry, częściej utrzymują się przy piłce i cierpliwie konstruują swoje akcje, co niewątpliwie jest zasługą Pawła Sasina, który poukładał grę zielono-czarnych w środku pola. Górnik stwarza o wiele więcej sytuacji bramkowych, a to wyraźnie przekłada się na zdobycz bramkową.
Nieco ponad miesiąc temu pisaliśmy: „Scenariusz, w którym podopieczni Smudy z meczu na mecz prezentują się lepiej, a po podziale punktów już jako zespół, na którym Franz wyraźnie odcisnął swoje piętno mijają rywali w tabeli i utrzymują się w Ekstraklasie wydaje się być naprawdę realny.”. Miesiąc minął, a scenariusz wydaje się być realny jeszcze bardziej. Górnik w końcówce rundy na 12 możliwych punków zdobył 7 i doścignął resztę stawki. Rundę finałową bez wątpienia rozpocznie już jako zespół z odciśniętym piętnem Smudy, bo Górnik przed startem rundy wiosennej, a po zakończeniu tej rundy to dwa zupełnie inne zespoły, co widać gołym okiem. Mimo, że aktualnie zamykają ligową tabelę, to są jednym z faworytów do spokojnego utrzymania się w Ekstraklasie, a niepowodzenie tej misji biorąc pod uwagę to jak ostatnio prezentował się zespół Smudy byłoby wręcz niespodzianką.
Ten sezon to walka o utrzymanie, a co może czekać Dumę Lubelszczyzny w następnym? Na dziś ciężko jest dywagować, czy Franciszek Smuda zostanie na dłużej. Na pewno jeśli walka o utrzymanie zakończy się sukcesem, a współpraca trenera z zespołem będzie wyglądała jak obecnie, to władzom klubu z Lubelszczyzny będzie mocno zależało, by Franza zatrzymać. Jeśli to się uda, to Górnik na pewno w przyszłym sezonie byłby w stanie powalczyć o coś więcej niż tylko zachowanie bytu w Ekstraklasie.
Pytanie co z kibicami, którzy w obecnym sezonie cierpią z powodu rozgrywania meczów domowych Górnika w Lublinie. Czy w przypadku pozostania w najwyższej klasie rozgrywkowej doczekają się powrotu swojego klubu na stadion w Łęcznej? Dziś na pewno pozostaje im wierzyć w utrzymanie ich drużyny oraz zmianę polityki władz klubu i wycofanie z przenosin do Lublina. Powrót do Łęcznej uszczęśliwiłby nie tylko kibiców, ale i piłkarzy, którzy niejednokrotnie śmielej lub mniej podkreślali, że mecze w Lublinie, nie dorównają atmosferą meczom na stadionie w Łęcznej. – Moim zdaniem Górnik powinien grać u siebie. I tyle. Na Arenie to nie to samo. W Łęcznej był inny klimat, inaczej to wyglądało. – mówi Bartosz Śpiączka. Powrót na własny stadion oraz wsparcie kibiców na pewno ułatwiłoby Górnikom walkę o więcej niż tylko utrzymanie.
Bez wątpienia osoba Franciszka Smudy daje nadzieję na lepsze jutro w Górniku Łęczna, ale najważniejsze jest tu i teraz, czyli walka o utrzymanie Ekstraklasy dla Lubelszczyzny.