Styczeń 2019: Wisła Kraków staje na skraju bankructwa. Wydaje się, że tylko cud może uratować Białą Gwiazdę.
Luty 2019: Błaszczykowski, Królewski i Jażdżyński ratują klub przed upadkiem.
Maj 2019: Podopieczni Stolarczyka zostają mistrzami grupy spadkowej.
Dobra, może uznacie mnie za głupca, ale jak dla mnie w Wiślackim słowniku nie istnieje termin – „niemożliwe”. To co zrobili w tym roku gracze, cały sztab szkoleniowy i przede wszystkim kibice zasługuje na największe słowa uznania nie tylko w Polsce. Powiem więcej, nie zasługuje na największe słowa uznania nie tylko w Europie, ale na całym świecie.
Może już nie będę rozpisywać się o tym w jak bezczelny sposób Wisła została wyrolowana przez Vannę Ly i Matsa Hartlinga. To z pewnością nadal wszyscy pamiętacie. Jednak czy większość z Was zdaje sobie sprawę z tego, czego w tym sezonie dokonali gracze Stolarczyka? Ci goście od początku sezonu mieli pod górkę. Mam na myśli letnie okienko transferowe w 2018 roku, kiedy Wisła straciła sporo ważnych zawodników w tym podporę linii pomocy, Pola Lloncha, a także najlepszego zawodnika ligi – Carlitosa. Jak się później okazało była to jedyna kropla w morzu kłopotów Białej Gwiazdy w tym sezonie. Sezonie, który przeszedł do historii z wielu powodów. Można uznać, że w większości tych poza sportowych.
Będzie krótko, ale na temat. Ten tekst jest skierowany do tych, którzy w Wisłę nie wierzyli, którzy w Wisłę nadal wątpią i do tych, którzy z Wisły szydzą. Kłopoty finansowe tego klubu są na porządku dziennym już od blisko dekady, to prawda. Klubowa kasa wcale nie pęka w szwach, ale ci ludzie jakoś dają radę. Ci ludzie mimo ogromnych kłopotów ograli mistrza Polski z poprzedniego sezonu 4:0 (!), ci goście zwyciężyli dwukrotnie w derbach z Cracovią (2:0, 3:2), ci goście dokonali naprawdę spektakularnych powrotów, jak w meczu z Lechem (5:2), czy Lechią Gdańsk (5:2). To oni dostarczali kibicom w tym sezonie najwięcej emocji, oni generowali dodatkową adrenalinę. Piłkarze z Reymonta tworzyli w tym sezonie widowiska przez wielkie W. Nawet w meczach z Zagłębiem Sosnowiec, spadkowiczem obecnego sezonu Biała Gwiazda potrafiła stworzyć show.
Zdarzały się momenty słabości. Dobra, tych momentów było całkiem sporo, ale kto oprócz Piasta w tym sezonie ich nie miał? Jednak Wisła potrafiła zatuszować swoje niedoskonałości i mimo stąpania na granicy przepaści zdołała idealnie zbalansować finansowe perturbacje z dobrą grą na boisku. Tutaj graczom nie przyświecało powiedzenie, że jak nie ma sianka, to nie ma granka. Szacunek za to należy się ogromny.
A kibice? Oni są niesamowici. Blisko 18 tysięcy wykupionych karnetów w rundzie wiosennej, wykupiona cała kolekcja koszulek Linii Życia, a także ciągłe składki na Socios Wisła sprawiły, że jakoś to się trzymało kupy. Każdego dnia nie było wiadomo, jak potoczą się losy tego klubu, nikt nie wiedział co stanie się następnego dnia. Nikt oprócz fanatyków Białej Gwiazdy. Oni wiedzieli, że mimo gorszego okresu i tak przyjdą na mecz, wesprą swój klub i pokażą, że ten klub nigdy nie zginie. Bo po prostu na to nie zasługuje.
Sprawy z Dukatem i Sarapatą odeszły w niepamięć. Wszystko za sprawą jednego człowieka, który za swoimi plecami ma całą grupę swoich podopiecznych. Rafał Wisłocki, czyli prezes Wisły Kraków narodził się z przypadku. Początkowo sam w to niedowierzał, jak wspominał kilkukrotnie w wywiadach, ale potrafił wyciągnąć klub z tarapatów. Nie potrzebował do tego zbyt dużego doświadczenia. On po prostu był jednym z kibiców, dobrze wiedział o co chodzi, co trzeba zrobić, by kiedyś było lepiej. Kiedyś miałem przyjemność wziąć udział w dość długiej konferencji Pana Rafała dotyczącej ratowania klubu w okresie kryzysu. Tam nie padały ogólnikowe hasła. Tam nie padały także żadne nierealne pomysły. Wisłocki ma plan, który świetnie realizuje i oby tak dalej.
No i Kuba Błaszczykowski. Piłkarz, bez którego być może teraz Wisły by nie było. To on dał impuls wszystkim piłkarzom, pracownikom i nawet samemu sztabowi szkoleniowemu, że będzie dobrze. Pożyczkodawca Wisły, piłkarz, legenda. Coś więcej? Chyba nie. Przecież sami dobrze wiecie jaki jest Kuba.
Wisła Kraków była, jest i będzie czy tego chcecie czy nie. Jestem jej kibicem od ponad dziesięciu lat i nigdy nie miałem momentu zwątpienia. Nigdy nie wierzyłem w to, że ten klub kiedyś może zniknąć z piłkarskiej mapy Polski. Biała Gwiazda otrzymała licencję na nowy sezon, wzmocniła się także Davidem Niepsujem z Pogoni Szczecin. Wiele mówi się także o tym, że do Krakowa przybędzie Michał Mak z zespołu Lechii Gdańsk. Wiadomo jednak, że w zasadzie jak co okienko klub z Reymonta opuści kilku podstawowych graczy. To stoi tu na porządku dziennym. Jednak wierzę w to, że Stolar i spółka po raz kolejny ułożą małe elementy i stworzą jedną, spójną całość. Wisła Kraków nigdy nie zginie, to Wam gwarantuję. Gwarantuję Wam też, że Wisła w przyszłym sezonie wróci mocniejsza.
(foto: Wisła Kraków)