Niedziela, okolice godziny 22. Dwójka rowerzystów jedzie sobie spokojnie ścieżką wzdłuż bulwarów wiślanych, jedną z popularniejszych tras wśród cyklistów w Krakowie. Jeden spogląda w górę i widzi sznur ludzi ciągnący się nad nimi, podśpiewujących i ewidentnie na coś czekających.
– Co tu się dzieje? – pyta kolegi.
– To po prostu Cracovia ma urodziny – krótko wyjaśnił mu towarzysz podróży.
Ta scenka miała miejsce tuż przed punktem kulminacyjnym obchodów 115-tej rocznicy powstania Cracovii, do którego zresztą jeszcze wrócimy. Całe obchody zaczęły się już dzień wcześniej, tradycyjnie przy siedzibie KS Cracovia 1906. Plac przed kameralnym budynkiem, znajdującym się blisko jednego z wejść do Parku Jordana, wypełnił się osobami będącymi żywą historią klubu – byłymi hokeistami, piłkarzami, szczypiornistkami. Całość zaczęła się od oficjalnych przemówień i wręczenia przez Radę Seniorów odznaczeń zasłużonych dla Cracovii osób. Tutaj miał miejsce pewien zgrzyt, bo jedną z odznaczonych osób okazał się v-ce prezes Jakub Tabisz, a informację o tym trzymano w tajemnicy aż do momentu jej ogłoszenia. Sam zainteresowany nie zjawił się osobiście, by odebrać wyróżnienie.
Następnie cała grupa wspólnie przeniosła się pod pomnik doktora Henryka Jordana. Po odmówieniu krótkiej modlitwy przez klubowego kapelana wszyscy uczestnicy obchodów wbili przygotowane wcześniej małe flagi Cracovii, ozdabiając w ten sposób teren upamiętniający protoplastę krakowskiej piłki nożnej.
Po części oficjalnej większość zainteresowanych przeniosła się do klimatycznej kawiarenki, znajdującej się w tym samym budynku co siedziba klubu. Świeża kawa, mnóstwo międzypokoleniowych rozmów, przygrywający na żywo odziany w swoją osobistą pasiastą koszulkę Makino. Krótko mówiąc – klimacik.
13 czerwca na godzinę 11 klub z kolei zaplanował oficjalne otwarcie ośrodka treningowego w Rącznej. Co prawda baza funkcjonuje w praktyce już od początku roku, ale ze względów pandemicznych nie było możliwości zaprezentowania go z odpowiednią otoczką. O samej rocznicy jednak można było jednak w czasie trwania całego wydarzenia usłyszeć bardzo zdawkowo, mimo faktu, że część oficjalna trwała dobrze ponad godzinę i w jej czasie wypowiadało się sporo osób. Klub co prawda wszystkim obecnym rozdał okolicznościowe broszury, będące niejako odpowiedzią na tegoroczne odkrywanie historii na nowo przez Tomasza Jażdżyńskiego, ale to był w zasadzie jedyny element przypominający o wadze tego dnia. Dobrym humorem emanował za to prezes Janusz Filipiak, raz po raz próbujący żartować. Jedne próby były bardziej udane(jak ta, kiedy przekazał mozaikę z wizerunkiem Jezusa Chrystusa na ręce, jak sam określił, „największego grzesznika Cracovii, Jakuba Tabisza”), a także te nieco mniej(kiedy wspomniał, że dzięki swojej opiece lekarskiej piłkarzom Cracovii nie zdarzy się to, co Christianowi Eriksenowi). Prezes odśpiewał także ochoczo klubowy hymn, szybko jednak schodząc ze sceny, kiedy miała rozpocząć się jego ostatnia zwrotka. Przecięta została symboliczna wstęga, grupa zaproszonych wężykiem podążyła na zwiedzanie ośrodka, które trwało jednak dosyć krótko, bo jak to zwykle bywa przy wydarzeniu pełnym oficjeli, najważniejszym jego punktem był namiot z cateringiem.
Biję się w pierś, sam również ochoczo z tego cateringu skorzystałem, konkretnie z coli w szklanej butelce(smakuje najlepiej, potwierdzone info), która towarzyszyła mi w półgodzinnej drodze samochodem z Rącznej na Osiedle Szkolne w Krakowie, gdzie trwał już piknik zorganizowany przez fundację Pasiaste Marzenia. Już od samego wejścia czuć było pozytywną aurę wokół tego wydarzenia. Główną jego osią był turniej, w którym pięć zespołów grało systemem każdy z każdym. Najsilniejsza kadrowo zdecydowanie była drużyna, w której skład wchodził Janusz Gol, Rafał Grodzicki, Paweł Zegarek czy starszy brat Bartosza Kapustki, Mateusz. Wygrała ona zresztą ostatecznie cały turniej. Na boisku w innych drużynach pojawili się też Thiago, Ołeksij Dytiatjew, Tomasz Siemieniec czy Łukasz Sosin, a także sporo osób spoza świata sportu, ale w jakiś sposób związanych z Cracovią. Sosin pokazał zresztą, że pomimo faktu, że sylwetka i motoryka już może nie ta, to nos do zdobywania bramek jest permanentny. Z całego serca życzę, by równie skutecznie co próbujących go kryć w czasie turnieju, udało mu się przepchnąć twardo zbity beton w Małopolskim Związku Piłki Nożnej.
Spore brawa należą się na pewno obecnym i byłym zawodnikom Cracovii, którzy wykorzystali swój wolny czas, by dać trochę frajdy masie dzieciaków obecnych na pikniku. Prosto z urlopu zjawił się Mateusz Wdowiak, pomimo faktu, że tego samego dnia musiał udać się na trening, by wraz z zespołem Rakowa Częstochowa rozpocząć przygotowania do eliminacji Ligi Konferencji. Był też wracający po kontuzji Kamil Pestka, który zdążył nawet sprawdzić jak w roli bramkarza radzi sobie Thiago. Brazylijczyk zresztą na specjalnej dmuchanej bramce stał dobrą chwilę, starając się odbijać strzały najmłodszych. Janusz Gol i Ołeksij Dytiatjew z kolei pomagali dzieciakom ustrzelić jak najlepszy wynik w piłkarskim darcie. Gol przyznał także, że jest na etapie poszukiwania klubu w Ekstraklasie. Uwaga, teraz zaskoczenie, raczej nie będzie to ten z siedzibą przy Kałuży.
Oprócz świetnej atmosfery i dobrej zabawy, udało się także zebrać ponad osiem tysięcy złotych na cele charytatywne. To była pierwsza edycja pikniku, ale jak podkreśla Tomasz Siemieniec i inni organizatorzy, już jest masa pomysłów na rozwinięcie tego projektu w przyszłości. Gdybym nosił czapkę, to na pewno bym ją zdjął i głęboko się pochylił przed wszystkimi, którzy włożyli masę pracy, by to wydarzenie mogło się udać. Panie i panowie – ogromny szacunek.
Ostatni, zarazem główny, punkt obchodów miał miejsce w niedzielny wieczór, chociaż fani świętowanie rozpoczęli już około 13 na Rynku Głównym, specjalnym transparentem i biało-czerwonymi świecami dymnymi. Kibice Cracovii o godzinie 20:30 zebrali się pod stadionem, następnie wspólnie udali się na błonia. Chwilę trwało odpowiednie przygotowanie i ustawienie osób chętnych do bezpośredniego wzięcia udziału w oprawie, bo to godne zauważenia, że w zasadzie każdy mógł być częścią świętowania. Cała oprawa składała się z dwóch połączonych ze sobą części z wewnątrz i zewnątrz stadionu. Błonia rozbłysnęły, a pełny efekt pracy najlepiej widać było z ujęcia z drona.
https://twitter.com/paulina_gru/status/1404064427989778435
fot. Franicszek Rozmus
Później cała zebrana grupa zwarcie udała się w kierunku bulwarów wiślanych. Policjanci zabezpieczający wydarzenie szybko wyznaczyli buspas, jako miejsce którym podążać miała grupa. Jak uważnie spostrzegł jeden z kibiców – wreszcie do czegoś się przydał. Buspas, nie policjant. Na bulwarach zaczęła się też najtrudniejsza logistycznie część wydarzenia, bo cała grupa rozstawiła się wzdłuż nich na długości dobrych kilkuset metrów. Trwało to całkiem długo, co nie dziwi, ale pozwoliło mi też na parę rozmów i obserwacji. Bardzo sympatyczna była szczególnie jedna scenka. Jak to bywa o tej porze roku, na jednych z wielu schodów nad ciągnącą się Wisłą, siedziała sobie grupka znajomych. Piwko, wino, jedzenie – no klasyka gatunku. Mieli ze sobą także przenośny głośnik, z którego leciała oczywiście muzyka. Szybko więc nawiązała się rozmowa między nimi a jedną z grupek kibiców Cracovii stojących wyżej i po mniej więcej dwóch minutach z głośnika poleciał hymn Pasów. Dialog to jednak piękna sprawa.
Gdy wszystko było już wreszcie gotowe, rozpoczęło się klasyczne odliczanie i po 10 sekundach podnóża Wawelu rozpaliły się od natężenia rac, uniosło się także kilka małych światełek do nieba. Niestety, mało brakowało by całe świetnie zorganizowane święto miało jedną poważną rysę. Stałem naprzeciwko centrum wydarzeń, na drugim brzegu Wisły, wraz z kilkunastoma innymi osobami. W trakcie gdy płonęły race, ktoś bardzo mało rozważny zamiast strzelić fajerwerkiem w niebo, strzelił nim poziomo. „Pocisk” przeleciał przez Wisłę i trafił w nogę mężczyznę stojącego może 15 metrów ode mnie. Wyglądało to przez moment naprawdę przerażająco, finalnie skończyło się na wezwaniu karetki. Mam nadzieję, że ze zdrowiem wszystko w porządku.
Ciężko było w ostatnich miesiącach wypowiadać się pozytywnie na temat Cracovii. Rozczarowująca postawa na boisku, także kolejne pozasportowe wizerunkowe klapy nie pomagały w budowie dobrej atmosfery. Takie dni jak ten jednak utwierdzają w przekonaniu, że to co masa ludzi czuje do tego klubu unosi się wysoko ponad wszystkie niesnaski. Niektórzy czują to od roku, inni od lat pięciu, dziesięciu, dwudziestu czy sześćdziesięciu. Kiedy ktoś na kim ci zależy ma urodziny, chcesz sprawić, by poczuł się w tym dniu szczególnie wyjątkowo. Kibice Cracovii po raz kolejny pokazali, że na klubie zależy im nieprawdopodobnie.