Śląsk Wrocław przegrał u siebie z Lechem Poznań 0:1 w meczu 27. kolejki PKO Ekstraklasy. Drużyna z Dolnego Śląska po dwóch spotkaniach bez porażki znów musiała uznać wyższość rywala. Kolejorz wskoczył natomiast na pozycję lidera, ale to, czy na niej zostanie, zależy od wyników sobotnich starć Pogoni Szczecin i Rakowa Częstochowa.
O pierwszych 40 minutach meczu we Wrocławiu można było powiedzieć tylko tyle, że zostały rozegrane. W tym okresie tylko raz było ciekawie, kiedy gospodarze wywalczyli rzut wolny tuż przed polem karnym przyjezdnych. Do piłki podszedł Exposito i huknął wprost w mur.
Lech był może częściej przy piłce, ale nie miał pomysłu, aby przedrzeć się przez obronę Śląska. Goście wymieniali dużo podań, ale w poprzek boiska. Wrocławianie natomiast starali się podchodzić pressingiem i po przejęciu piłki wyprowadzać szybkie ataki. Z tego jednak też nic nie wynikało. Ciekawie zrobiło się tuż przed przerwą. Najpierw po ładnej akcji Kamińskiego z Kownackim ten drugi wyłożył piłkę Amaralowi, ale ten w nią nie trafił. W odpowiedzi po rzucie rożnym groźnie strzelał Gretarsson i van der Hart nie bez problemu sparował piłkę. Dopiero wtedy arbiter odgwizdał pozycję Islandczyka, ale sytuacja nie była jednoznaczna i pewnie gdyby piłka wpadła do siatki, byłaby potrzebna analiza VAR.
W przerwie trener Lecha dokonał dwóch zmian i na boisku pojawił się m.in. Skóraś. W Śląsku Gretarssona zastąpił natomiast Lewkot. I to właśnie ci dwaj piłkarze byli zamieszani w akcję w trzeciej minucie po wznowieniu gry. Po długim podaniu z głębi pola Lewkot źle obliczył lot piłki i Skóraś znalazł się sam przed Szromnikiem. Zawodnik Lecha uderzył w dalszy róg i było 1:0 dla przyjezdnych. Zawodnicy jeszcze sygnalizowali faul zawodnika rywali, ale arbiter po konsultacji z VAR, uznał gola. Kilka minut później Śląsk miał szansę na doprowadzenie do remisu. Piłka trafiła do Garcii, który huknął, ale Murawski ofiarną interwencją zatrzymał lecącą w kierunku bramki piłkę.
Wrocławianie nie mając nic do stracenia zaatakowali odważniej, ruszyli większą liczbą piłkarzy do przodu, ale dzięki temu goście mieli miejsce na swoje ataki. Spotkanie wyraźnie się ożywiło i zrobiło ciekawsze. Świetną okazję na podwyższenie prowadzenia miał Kownacki, ale Szromnik popisał się świetną interwencją i wybił piłkę z linii. W odpowiedzi po rzucie rożnym główkował Tamas i część kibiców nawet myślała, że piłka wpadła do siatki.
Z czasem Śląsk uzyskał optyczną przewagę i był częściej przy piłce, a goście kontratakowali. Ale tak jak w pierwszej połowie, Lech nie miał pomysłu na przedarcie się przez defensywę wrocławian, tak w drugiej połowie to gospodarze nie potrafili wypracować sytuacji bramkowej. W jednej z akcji Mączyński nie mając do kogo zagrać, huknął z ponad 30 metrów i tylko minimalnie się pomylił. Do emocjonującej końcówki nie doszło, bo nie pozwolił na to Lech. Goście odsunęli grę od własnego pola karnego, potrafili długo utrzymać się przy piłce i Śląsk nie miał okazji na gola.