Ostatnia prosta, finisz, siedem finałów – różnie piłkarze i trenerzy nazywają fazę finałową. Te określenia łączy jedno: dla każdego jest to runda mogąca albo zwieńczyć kapitalny sezon, albo zostawić trochę niedosytu. Nie inaczej jest w przypadku Piasta i Cracovii.
ESA37 jest trochę niesprawiedliwa, ale grać trzeba i Piast dostał od tegoż systemu szansę ponownego włączenia się do gry o tytuł. Piłkarze zdają sobie z tego sprawę i chcą iść w górę, ale muszą też patrzeć za siebie . „Bylibyśmy frajerami, jeśli teraz spadlibyśmy z 2 miejsca na np. siódme” – podkreśla Bartosz Szeliga. Piastunki po początkowej zadyszce wracają na właściwe tory, bardzo dobrze punktując szczególnie u siebie. Frekwencja jednak nie jest powalająca i klub szuka możliwości poprawienia jej. Ciekawą opcje promocji wykorzystali przed nadchodzącym meczem, gdzie Kornel Osyra wcielił się w rolę… pogodynki.
Jeśli mowa o zadyszce, to ta wciąż mocno trzyma podopiecznych Jacka Zielińskiego. Cracovia nie może od jakiegoś czasu wskoczyć z powrotem na swój dobry pułap. Wydawało się, że we Wrocławiu uda się umocnić na podium ale Ryota Morioka zrzucił Pasy aż na 5 miejsce. W Krakowie na pewno się nie cieszą ze straty jednego meczu u siebie, ale trzeba zakasać rękawy i walczyć bo jakkolwiek by się ta runda nie skończyła to będzie to najlepszy wynik Cracovii od sezonu 2007/2008. Goście z Krakowa nie wygrali jeszcze z Piastem w tym sezonie i Hubert Wołąkiewicz liczy, że zadziała tu zasada „do trzech razy sztuka”. Oba mecze w rundzie zasadniczej między tymi zespołami były dobrymi widowiskami, a starcie przy Okrzei było prawdziwą wymianą ciosów. Oby podobnie było i dzisiaj.