25 kolejka rozkręca się niemrawo. Fatalne murawy w Gliwicach i Kielcach uziemiły piłkarzy na dobre. Wobec tego mecz niezłego wiosną Zagłębia z Lechią Gdańsk wyrastał na szlagierowe spotkanie. Niestety mecz nie przyniósł spodziewanych emocji a styl pozostawił wiele do życzenia.
Początek meczu nie zapowiadał marnego widowiska. Już w pierwszych pięciu minutach obie drużyny oddały po groźnym uderzeniu. W 15 minucie najlepszą okazję zmarnował Marco Paixao. Po rzucie rożnym wykonywanym przez Daniela Łukasika uderzał głową na bramkę Polacka. Pierwszą część gry zdominowała Lechia, która po 22 minutach gry miała aż 63% posiadania piłki. Nie przekładało się to na sytuacje bramkowe. Zagłębie doskonale zneutralizowało Lechię. Jeszcze próba lobu Janoszki i strzał Krasicia i można było zejść do szatni.
Druga połowa była dużo bardziej wyrównana. W 49 minucie znakomitym strzałem popisał się Filip Starzyński i Lubinianie mogli cieszyć się z skromnego prowadzenia. Lechia nie umiała odpowiedzieć na ten cios. Poza akcją z 68 minuty kiedy to ponownie Marco Paixao mógł zmienić rezultat spotkania, nie miała dobrej okazji. Strzały Piątka, Stolarskiego, Maloci czy Woźniaka to w zasadzie bardziej ciekawostka aniżeli składne i godne uwagi akcje obydwu zespołów. Niezłe taktycznie Zagłębie i chaotyczna Lechia, wszystko to jednak na bardzo wolnych obrotach.
Słaba pogoda, słaba frekwencja i marne widowisko z błyskiem Filipa Starzyńskiego. To bardzo niewiele jak na zespoły aspirujące do gry w grupie mistrzowskiej. Cenne trzy punkty Zagłębia, ale trener Stokowiec mniej zmartwień niż opiekun Lechii Piotr Nowak wcale nie ma. Największym plusem meczu – kibice, którzy godnie uczcili pamięć o Żołnierzach Wyklętych w dniu Ich święta.