Każdy trzymający kciuki za naszą reprezentację młodzieżową co prawda po cichu wierzył w wynik mogący dać awans, ale patrząc zdroworozsądkowo zdawał sobie sprawę, że do zwycięstwa w Chaves będzie potrzebny pewnie mały cud. Jakież było zdziwienie wszystkich po 30 minutach tego meczu. Wielkie zaskoczenie, ale właśnie takie zaskoczenia lubimy najbardziej.
Portugalia wyglądała po pierwszych dwóch kwadransach trochę jak zawodnik MMA, który otrzymał zaskakujący cios. Zanim zdążyła wyjść z szoku, to już musiała przyjąć dwa kolejne gongi prosto na głowę. Z tego ciężkiego nokdaunu próbowała się jeszcze wykaraskać, ale w głowie szumiało jednak za bardzo by mogła zrobić cokolwiek więcej niż oddanie jednego celnego ciosu.
Dość już jednak tych analogii do sportów walki. Skupmy się na naszej kadrze, bo jest na czym. Krystian Bielik – temu chłopakowi pozostaje życzyć tylko dużo zdrowia, bo oprócz tego nie brakuje mu absolutnie nic by zostać stoperem z naprawdę wysokiej półki. Dzisiaj po raz kolejny to potwierdził i nie zmieni tego nawet delikatny błąd w komunikacji z Kamilem Grabarą, który poskutkował golem dla Portugalczyków. Co do bramkarza Liverpoolu, to tak właśnie buduje się swoją markę. Może sprawiać wrażenie gościa, którego ego odleciało w okolice Marsa, może kłócić się z kolejnymi anonimami na twitterze, ale jeśli przy okazji będzie wybraniał mecze w takim stylu? Bierzemy ten układ w ciemno. Nie można zapominać o innych fundamentach tego awansu – o harującym jak wół wzdłuż i wszerz boiska Szymonie Żurkowskim, o wracającym z piłkarskich zaświatów Bartoszu Kapustce.
Co też warte odnotowania – aż 7 zawodników z tych, którzy dzisiaj zagrali spokojnie może być branych pod uwagę przy okazji następnego cyklu eliminacji. To daje komfort pracy i głębie składu jakiej nie mieli poprzedni selekcjonerzy. Zresztą sam Michniewicz musiał tę drużynę budować od podstaw, opierając ją jedynie na już nieco bardziej doświadczonych zawodnikach jak Kownacki czy Kapustka.
Strasznie pokrętną drogę do tych Mistrzostw Europy wybrała sobie drużyna Czesława Michniewicza. Ile mniej nerwów by było, gdyby udało się wygrać domowy mecz Finlandią czy którekolwiek ze starć z Wyspami Owczymi(!). Nie ma jednak co rozdrapywać starych ran. Liczy się, że dojechała ona do celu. Jako pierwsza młodzieżówka od 1994. Jedną wstydliwą datę udało się zamazać, może pora na następną. Na Igrzyskach Olimpijskich nie było nas od roku 1992.